niedziela, 3 października 2010

U Matki Bożej na Apelu Jasnogórskim (różańcowy październik)

Ołtarz Jasnogórski z otwartym - pustym - tabernakulum [foto: Drapikowski Studio]


W godzinie Apelu
[-- Czesław Ryszka]

Codziennie po Apelu Jasnogórskim słychać charakterystyczne pobrzękiwanie wiązką ważących około dwóch kilogramów kluczy i nieśmiałą prośbę o opuszczenie przez wiernych Komnaty Królowej. Potem następuje dokładne sprawdzenie, czy nie pozostał"ktoś" niepożądany, planujący jakieś niecne dzieło, co niejednokrotnie w historii Sanktuarium się zdarzyło. Zarządzenia władzy klasztornej w sprawie kontroli kaplicy były jednoznaczne. Przy zamykaniu świątyni powinny być obecne trzy osoby. Każdy sprawdzający miał wyznaczony swój teren. Nawą główną szedł najstarszy, doświadczony zakrystian, a dwie boczne nawy kontrolowali młodsi: kapliczny i bazylikowy. Taka była procedura, praktykowana od niepamiętnych czasów, choć nieraz okoliczności zmuszały do pewnej modyfikacji.

W kwietniu 1970 roku, o godz. 21.40, normalny tok pracy sprawdzających został zakłócony. Kiedy po skończonym Apelu wierni opuszczali kaplicę, jeden z nich zwrócił uwagę na siedzącą w ławce staruszkę, która wyglądała jak święta z ołtarza. Siedziała prosto, z białą, zamyśloną twarzą. Jej postać wzbudzała szacunek, ale i jakiś niepokój. po chwili okazało się, że staruszka stawiła się już na Apelu Niebieskim...

Nastąpiły czynności związane z przejściem człowieka do wieczności. Powiadomiono kustosza bazyliki jasnogórskiej, pogotowie ratunkowe, milicję, prokuratora, zakład pogrzebowy. Na szczęście staruszka miała przy sobie dowód tożsamości, co ułatwiło milicji zawiadomienie bliskich... Przyjechała córka, której wygląd i zachowanie świadczyły o przynależności do ówczesnej elity. Zaskoczona opowiedziała, że kilkanaście godzin temu odbyli rodzinną rozmowę, w trakcie której oznajmiono matce, że ponieważ wnuki są już odchowane, załatwiono dla niej Dom Spokojnej Starości. Następnego dnia miano ją tam zawieźć. Gdy usłyszała, jak dzieci zatroszczyły się o jej przyszłość, wolała wybrać inny dom, niebiański. Miała szczęście, prawda?

Zostać powołanym do Boga podczas Apelu Jasnogórskiego - to wielka łaska. Ta wieczorna modlitwa, kierowana do Królowej Polski i matki Kościoła jest szczególnie ulubiona przez wiernych. Nie znamy autora słów Apelu: "Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam", ale sięgają one do historii, mają charakter rycerski, żołnierski, harcerski i zarazem bardzo ewangeliczny. Apel śpiewa się czy odmawia stojąc na baczność, meldując się Maryi i oświadczając: jestem cały Twój i do Twojej dyspozycji. Każdego dnia o godz. 21.00 wierni - pielgrzymi z kraju i z zagranicy oraz mieszkańcy Częstochowy gromadzą się licznie przed Cudownym Obrazem na tę wieczorna modlitwę, transmitowaną od 1995 roku przez Radio Jasna Góra, a za jego pośrednictwem - od 1996 roku - przez Radio Maryja. Dzięki falom eteru miliony wiernych na świecie łączą się duchowo z tymi, którzy trwają bezpośrednio przed Obliczem Jasnogórskiej Bogarodzicy. Rozlega się dźwięk dzwonka, rozpoczyna się ostatnia liturgia dnia.

Czy Pan wie, jaki był początek tego nabożeństwa? Zanim stało się tak znane i powszechne, poprzedziły go różne wydarzenia. Między innymi, interesujące świadectwo złożył kapitan lotnictwa Władysław Polesiński, zmarły w 1934 roku, trochę w młodości "wadzący się z Bogiem". Oto, podczas próbnego lotu nowym samolotem, usłyszał niespodziewanie wewnętrzny rozkaz: "Zniż lot, ląduj". Wylądował. Gdy opuścił samolot, nastąpiła jego eksplozja. Była godzina 21.00. Kiedy opowiedział o tym zdarzeniu swojej żonie, okazało się, że dokładnie o tej porze poleciła go Matce Bożej Jasnogórskiej. Kapitan przybył do Częstochowy, stanął na baczność przed Cudownym Wizerunkiem, zasalutował i zwracając się do Matki Bożej, meldował swoje przybycie, jak to czyni się w wojsku wobec dowódcy. Kapitan W. Polesiński założył potem wśród polskich oficerów katolicką organizację "Krzyż i Miecz". Jej członkowie przyjęli zwyczaj codziennego stawiania się na apel o godz. 21.00 - przed Matką Bożą Częstochowską.

Inne świadectwo łączy się z ks. Leonem Cieślakiem, pallotynem, który podczas okupacji hitlerowskiej szerzył podobną praktykę w Warszawie, wśród młodzieży akademickiej - na tajnych kompletach i w kołach Sodalicji Mariańskiej. O godz. 21.00 młodzież modliła się do Matki Bożej Jasnogórskiej i odmawiała akt zawierzenia się Maryi. W tym samym czasie na Jasnej Górze, o. Polikarp Sawicki, paulin, gromadził liczne grupy akademickie, najczęściej członków Sodalicji Mariańskiej, na wieczorną modlitwę przed Cudownym Obrazem.

Na ostateczne ukształtowanie się Apelu Jasnogórskiego miało wpływ uwięzienie kard. Stefana Wyszyńskiego. po otrzymaniu tej bolesnej wiadomości w późnych godzinach nocnych, 25 września 1953 roku, Paulini na Jasnej Górze podjęli z pielgrzymami specjalne modlitwy o jego rychłe uwolnienie. Kiedy Prymas Polski, uwięziony w Stoczku Warmińskim, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi, 8 grudnia 1953 roku, postanowił dokonać osobistego aktu oddania się w niewolę miłości Matce Bożej, tego dnia na Jasnej Górze bp Zdzisław Goliński, ordynariusz częstochowski, celebrował Mszę św., podczas której o. przeor Jerzy Tomziński w płomiennym kazaniu ogłaszał: "Staniemy dziś wszyscy na Jasnogórski Apel. Co to jest? Nic trudnego! Codziennie o godz. 9.00 wieczorem przeniesiemy się myślą i modlitwą na Jasną Górę, przed Cudowny Obraz. Są rodziny, które o tej porze przerywają rozmowę, pracę i stają w milczeniu albo na czele ze swoim ojcem odmawiają dziesiątkę Różańca. Są całe zastępy polskiej młodzieży akademickiej, które to czynią. Odtąd w tej godzinie Apelu będziemy się jednoczyć z polskim narodowym Sanktuarium, z kaplicą Cudownego Obrazu, aby polecić opiece Maryi Prymasa Polski". Od tego dnia w codziennym Apelu Jasna Góra jednoczyła się duchowo z uwięzionym Prymasem. Gdy powiedziano o tym kard. S. Wyszyńskiemu, postanowił błogosławić w godzinie Apelu całej Polsce, a także Polonii rozsianej po wszystkich kontynentach. Dziś, z perspektywy czasu można powiedzieć, że było to oficjalne zapoczątkowanie Jasnogórskiego Apelu. Na owoce tej modlitwy nie trzeba było długo czekać. Ksiądz Prymas odzyskał wolność po trzech latach.

Nowe impulsy dla tego wieczornego nabożeństwa maryjnego dały Jasnogórskie Śluby Narodu, złożone 26 sierpnia 1956 roku, zawierające program religijno-moralnej odnowy życia narodowego. Odtąd Apel Jasnogórski stał się modlitwą wieczorną w intencji narodu. Już nie tylko Ksiądz Prymas, ale za jego przykładem wszyscy biskupi błogosławili Polsce. Przez lata czynił to z Jasnej Góry bp Lucjan Bernacki z prymasowskiej archidiecezji gnieźnieńskiej, usunięty przez władze komunistyczne z Gniezna za wierność kard. S. Wyszyńskiemu. Tu, na Jasnej Górze, przebywał na wygnaniu. W czasie Wielkiej Nowenny, a przede wszystkim podczas obchodów Milenium Chrztu Polski, idea Apelu Jasnogórskiego związała się na stałe z uroczystościami maryjnymi w całej Polsce. Biskupi polscy, w swoich pasterskich listach z okazji różnych doniosłych uroczystości i wydarzeń, zachęcali wielokrotnie wiernych do praktyki Apelu Jasnogórskiego zarówno w świątyniach, jak i w domach rodzinnych - w intencji aktualnych spraw Kościoła i ojczyzny.

Do upowszechnienia praktyki Apelu Jasnogórskiego przyczyniła się także peregrynacja kopii Cudownego Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. We wszystkich parafiach, podczas Nawiedzenia, ważnym punktem stał się właśnie Apel Jasnogórski o godz. 21.00, apel w intencji osobistego pojednania z Bogiem a także swoich najbliższych i całego narodu. kiedy od 1978 roku Paulini na stałe przejęli opiekę nad Obrazem Nawiedzenia, utrwalił się zwyczaj, że opiekun Obrazu przeprowadzał Apel w każdej parafii.

I jeszcze jeden moment godny podkreślenia: kiedy od 1 października 1962 roku na Jasnej Górze rozpoczęły się specjalne czuwania w intencji Soboru, gromadzące przez kolejne cztery lata delegacje ze wszystkich polskich parafii, nocne czuwanie modlitewne rozpoczynano zawsze uroczystym Apelem - modlitwą do Królowej Polski za Polskę i modlitwą do Jasnogórskiej Matki Kościoła za Sobór. Odtąd Apel Jasnogórski, oprócz charakteru narodowego zyskał nowy wymiar - modlitwy za cały Kościół i jego duchową odnowę. Kardynał Stefan Wyszyński z auli soborowej błogosławił tym radosnym czuwaniom modlitewnym właśnie w czasie Apelu.

Z okazji rozpoczęcia Czuwań soborowych, w 1962 roku, ówczesny przeor Jasnej Góry - o. Anzelm Radwański podjął decyzję, aby tę praktykę wieczornego spotkania z Królową Polski jeszcze bardziej ożywić i pogłębić. Postanowiono więc na tę szczególną chwilę spotkania z Maryją odsłaniać Cudowny Obraz i nadać temu nabożeństwu bogatszą oprawę. Od 1975 roku, przeor o. Józef Płatek wprowadził zwyczaj krótkiego rozważania modlitewnego, spontanicznej modlitwy do Królowej i Matki Polaków, nawiązującej do aktualnych potrzeb ojczyzny. Następnie, od 28 marca 1978 roku, jako generał zakonu przez kolejne 12 lat osobiście prowadził Apel, utrwalając już na stałe styl jego prowadzenia. Apelem, odpowiednio rozbudowanym, przeor Jasnej Góry - o. Konstancjusz Kunz, 1 stycznia 1982 roku, zainicjował uroczystości jubileuszowe 600-lecia Jasnej Góry.

Największym promotorem i animatorem Apelu Jasnogórskiego stał się Ojciec Święty Jan Paweł II, starający się ukazać istotę tego nabożeństwa jako chwili szczerego spotkania dzieci ze swoją Matką. To wszystko, co należy do rzeczywistości naszego życia, nasze problemy, niepokoje, nadzieje i dziękczynienie - powierzamy Jej zwykle w tym spotkaniu, otwierając również swoje serca i umysły na Jej zalecenia i prośby.

W specjalnej księdze, którą nazwano "Księgą modlitwy apelowej", są zapisywane prośby i podziękowania. Księga ta jest też po części obrazem religijności Polaków, którzy bezgraniczną ufność pokładają w przemożnym wstawiennictwie Maryi i pragną się łączyć w modlitwie Apelu, stając duchowo przed obliczem Jasnogórskiej Królowej Polski. Tę "Księgę" kładzie się w czasie Apelu na Jasnogórskim Ołtarzu Ojczyzny. Z pewnością będzie ona dla potomnych świadectwem miłości naszych rodaków z Polski i zagranicy do Matki i Orędowniczki. Do 2000 roku wpisało się do tej "Księgi" blisko 25 tys. osób, przedkładając różne intencje, prośby i podziękowania.

Prosi Pan, bym zakończył moją opowieść modlitwą apelową - dobrze. Wyrażę w niej wdzięczność za jasnogórskie doświadczenie Polaków, w którym od wielu lat mogę uczestniczyć.

Jasnogórska Matko! Pragnę w słowach dziękczynienia ogarnąć siłę czerpaną od Ciebie przez pokolenia Polaków w historii, przez państwo polskie tyle razy uratowane dzięki Twojej pomocy i obronie. O tym mówią wielcy świadkowie naszych dziejów, a Twoi czciciele - święci i błogosławieni, zakonodawcy, społecznicy, obrońcy Polski, twórcy kultury. W ich gronie znajdują się: św. Jadwiga i św. Kazimierz, Jan Długosz i św. Jan Kanty, św. Brat Albert i bł. Szczęsny Feliński, św. Maksymilian Kolbe, bł. Honorat Kuźmiński i bł. Edmund Bojanowski; słudzy Boży: Bronisław Markiewicz, August Hlond, Stefan Wyszyński i Jerzy Popiełuszko; wodzowie: Karol Chodkiewicz, Stefan Żółkiewski, Tadeusz Kościuszko, Kazimierz Pułaski, Romuald Traugutt, Józef Haller, Władysław Sikorski; pisarze i artyści: Adam Mickiewicz, Cyprian Kamil Norwid, Zygmunt Krasiński, Henryk Sienkiewicz, Władysław Reymont, Ignacy Kraszewski, Stanisław Wyspiański, Jan Matejko, Józef Chełmoński, Jan Lechoń, Krzysztof Kamil Baczyński - niemal wszyscy najwierniejsi kulturze i duchowości polskiej. Towarzyszyli im zawsze wybitni ojcowie Paulini - Oporowski, Kordecki, Pokorski, Moszyński, Rejman, Przeździecki, Markiewicz, Wrzalik...

Bogarodzico! Od wieków przychodzą do Ciebie Polacy i co widzą? Obraz, skarby, zabytki, dzieła sztuki... Wśród malowideł na sklepieniu Twojej Komnaty, jedno z nich przedstawia "Ucieczkę Szwedów spod twierdzy Jasnogórskiej". Nieznany artysta napisał na nim w 1689 roku: "Przybyszu, oto Jasna Góra w ręku Matki Dziewicy w 1655 roku przez wojska szwedzkie 40 dni oblegana, lecz nie zdobyta. Władcom polskim podobało się nazywać ją Górą Zwycięstwa. Ty jednak nazywaj ją raczej Krzakiem Gorejącym, a niespalonym przez ogień i nietkniętym wśród płomieni ognistych pocisków. Złóż dziękczynienie Bogu, który dał nam zwycięstwo przez Pana Jezusa Chrystusa i Jego Matkę. Pamiętaj też, aby potomności przekazać, jak wielkimi dobrami Bóg uwieńczył Polskę".

W podobnych słowach o. Augustyn Kordecki przedstawił obronę Polski rozpoczętą przez wydarzenia jasnogórskie - nie pisząc o "cudzie", lecz o "podziwu godnym dobrodziejstwie Boga". Czyż to nie zastanawiające, że ten bohaterski przeor w "Nowej Gigantomachii", opisie oblężenia Twojego Sanktuarium, napisał: "Przypatrz się Polsko, jak wielki pożytek przyniosła ci cześć Bogarodzicy". I dodał: "Niech wszystkich nieprzyjaciół, którzy sprzysięgli się na wykorzenienie w Polsce czci Królowej Aniołów, rozproszy Bóg potężną swą mocą".

Matko Polaków! Los Twojego Cudownego Wizerunku jest bardzo podobny do losu Polski. Kardynał Karol Wojtyła, na krótko przed wyborem na Stolicę Piotrową, mówił na Jasnej Górze: "Patrzy naród z jakimś nieustannym zachwytem na ten Obraz, ponieważ On wyraża tajemnice tych zaślubin Boga z człowieczeństwem, z jego historyczną, konkretną formą, któremu na imię Polska, polskość. Ażeby zrozumieć człowieka, trzeba sięgnąć w głąb tajemnicy. Ażeby zrozumieć naród, trzeba przyjść do tego Sanktuarium" (23 I 1977).

Spoglądając na Twoją Ikonę z perspektywy naszych dziejów, słyszymy Twoją pieśń dochodzącą z głębi naszej przeszłości, pieśń uwielbienia za Boże dzieła na polskiej ziemi. Dostrzegamy Twoją nieustanną i niezmordowaną służbę. Pomagasz nam z całą mocą, jaką obdarzył Cię Bóg. Zachowujesz w swoim sercu wielką przeszłość swojego ludu, pamiętasz cuda, których doświadczyli nasi ojcowie, znasz także nadzieje współczesnych, nasze oczekiwanie wielkiej przyszłości. Jesteś świadoma spraw przeszłych, teraźniejszych i przyszłych, solidarna z nami, ukazujesz Bożą ocenę wydarzeń, postaw i zamierzeń. Wśród współczesnego zamętu i biedy, wskazujesz cud Bożego odkupienia, Boże miłosierdzie, wierność i bliskość Boga.

Ty, Maryjo, interweniujesz i dzisiaj, by ocalić tych, którzy zginęliby bez Twojej pomocy. Ale Twoja pomoc przychodzi często innymi drogami niż zamysły ludzkie. Dopiero wówczas, gdy ktoś otworzy się na działanie Boga, widzi jak spełnia się Jego wola w obecnej chwili.

Jasnogórska Matko! Pomagaj nam dostrzec w naszym "dzisiaj" Bożą rzeczywistość, odkryć oczyma wiary nasze jutro w świetle Bożej nadziei. Wyzwalaj nadzieję i bądź nadal jej światłem. Niech nasza nadzieja będzie tak wielka, aby zdołała rozproszyć mroczne zwątpienia i przemóc niegodne postępowanie. Niech dzięki Tobie, Jasnogórska Gwiazdo przewodnia, nigdy w naszej ojczyźnie nie zgaśnie światło Bożej nadziei.
[-- Czesław Ryszka, "Jasnogórska opowieść", Paulinianum Jasna Góra, Częstochowa 2003, str. 331-339]



Apel Jasnogórski przed Najświętszym Sakramentem
[-- Kardynał Stefan Wyszyński]

W godzinie Apelu Jasnogórskiego pragniemy podziękować Tobie, Zbawicielu świata, obecny w Sakramencie Eucharystii za to, że na Kalwarii dałeś nam swoją Matkę, mówiąc do ucznia, a przez niego do nas wszystkich: "Oto Matka twoja" (J 19, 27).

Wiemy, Dobry Jezu, że Maryja była Ci potrzebna w dziele Odkupienia. Przez Jej posługiwanie otrzymałeś Człowieczeństwo. Ona wykarmiła i wypielęgnowała Twoje Ciało, które było Ci potrzebne na Kalwarii i w Eucharystii. Ona jest Matką Twojego Ciała, które jest prawzorem Mistycznego Twego Ciała - Kościoła.

Miałeś przecież, Panie Jezu, Kościół swój zbudować na wzór ciała - jak to pięknie opisał święty Paweł: "...jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, jedno stanowią ciało..." (1 Kor 12, 12). Chciałeś oswoić się z działaniem swego ludzkiego Ciała, aby na jego wzór ustanowić Kościół. Dlatego i my dziś Matkę Twoją wiążemy jak najściślej z tajemnicą Odkupienia i uświęcenia Kościoła - Twego Mistycznego Ciała - bo wiemy, że z woli Twojej Maryja jest również Matką Kościoła.

Dziękując Tobie za Matkę, którą nam dałeś, dziękujemy najpierw za to, że Ją w ogóle przyjąłeś, że chciałeś Ją mieć w dziele Odkupienia. I że chcesz Ją mieć i dzisiaj, w przedziwnym Misterium Twoim i Twojego Kościoła.

Patrząc na Twoje Ciało Eucharystyczne, dziękujemy Ci za to, Jezu, że podzieliłeś się z nami swoim Ciałem, że nam je okazałeś w czasie Ostatniej Wieczerzy, mówiąc: "...to jest moje Ciało... to jest moja Krew, nowego Przymierza, która za wielu będzie wylana..." (Mt 26, 26-28). Odtąd widzimy Ciebie, gdy jako Bóg-Człowiek, w otoczeniu Apostołów, trzymasz w ręku Ciało swoje i mówisz do nas: "Bierzcie i jedzcie..." (Mt 26, 26).

Pragniemy Ci za to specjalnie podziękować. Chcemy utrzymać jeszcze ściślejszy związek z Tobą, żyjącym w Kościele. Tak nam się wszystko wiąże w całość! Takie to dla nas jasne, że Ty, Bóg-Człowiek, ze swoim Bóstwem i Człowieczeństwem, z ludzką Duszą i Ciałem, jesteś i żyjesz w Kościele.

W Kościele jest również Matka Twojego Człowieczeństwa, Matka Twojego Ciała. Ty sam w Kościele żywisz nas nieustannie Sobą, w ciągu naszej ziemskiej wędrówki, dając nam przez to gwarancję życia wiecznego: "Kto pożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym" (J 6, 54). Jest to radosna gwarancja i za nią również jesteśmy Tobie wdzięczni.

Dziękujemy Ci, że nieustannie przygotowujesz nas przez Ofiarę Mszy świętej i Sakrament Eucharystii na zmartwychwstanie, składając w nasze życie energie swego wiecznego życia. Ubezpieczasz nas na zmartwychwstanie i żywot wieczny. Mówiłeś przecież: Potrzeba, byście i wy zmartwychwstali, jako Ja zmartwychwstałem... Trzymając w dłoni swoje Ciało, ukazujesz nam drogę do zmartwychwstania.

Pod krzyżem, na którym wisi Chrystusowe Ciało, stoisz Ty, Najlepsza Matko, wybrana na Piastunkę Człowieczeństwa Bożego. Jak nas to raduje, że jesteś w misterium Chrystusa i Kościoła! Jesteś zawsze obok Twojego Syna. Jesteś Matką Jego Eucharystycznego Ciała, którym się nieustannie żywimy. Oto jedność, źródło naszej pociechy! Oto oczywista nasza pewność! Zbędny jest niemal akt wiary, bo łatwo możemy przyjąć rzeczywistość tak wspaniałą i tak cudowny plan Boży, przedziwnie pomyślany.

Najlepsza Matko Pana naszego Jezusa Chrystusa, który żywi nas swoim Ciałem, ukształtowanym w Tobie! Oddajemy się Tobie, pragnąc jedynie Ciebie uważać za Matkę naszą, dającą nam zawsze najlepszy Dar - Syna swojego, którego przygotowałaś, aby był dla nas Ofiarą i Sakramentem.

Klękamy przed Najświętszym Sakramentem i zobowiązujemy się do jak najczęstszej łączności z Jezusem w świątyniach naszych i we wszystkich świątyniach na całym świecie. Niekiedy mijamy je, przechodząc obok. Będziemy odtąd pamiętać, Najlepsza Matko, że są to mieszkania Boga żywego. "W tej Hostyi jest Bóg żywy, choć ukryty, lecz prawdziwy". Każda świątynia będzie odtąd dla nas okazją do uwielbienia Twojego Syna, który dał nam swoje Ciało w Tobie ukształtowane. Będzie to również przedmiot naszego apostolstwa. Mijając świątynię, zachęcajmy się wzajemnie: Wstąpmy na chwilę. Na moment klęknijmy, choćby na progu, aby powiedzieć Chrystusowi: Dziękujemy, że jesteś, że trwasz, żyjesz, czuwasz i miłujesz.

Pozdrawiamy Ciebie, Maryjo Jasnogórska, wraz z Twoim Synem, w godzinie Apelu Jasnogórskiego, gdy klękamy przed Najświętszym Sakramentem - Eucharystycznym Ciałem Pana naszego, Jezusa Chrystusa.

[-- Stefan Kardynał Wyszyński, "Miłość na co dzień", Rozważania, Wydawnictwo "Soli Deo", Warszawa-Ząbki 2001, str. 275-277]


Jasnogórska monstrancja "Rosarium Virginis Mariae" ("Różaniec Matki Bożej") - wotum rodziny Drapikowskich, 2003 [foto: Drapikowski Studio].


Jasnogórskie tabernakulum - zamknięte (na zdjęciach poniżej: otwarte) - wykonanie Drapikowski Studio, 2006.


Jasnogórskie tabernakulum - wewnątrz.  [foto: Drapikowski Studio]


Jasnogórskie tabernakulum - wewnątrz (wykonanie Drapikowski Studio, 2006).




Tabernakulum




15 sierpnia




Szata Niebiańska




Nałożenie szaty na Cudowny Obraz







Warto przeczytać:
"Mówią, że jestem krawcem Matki Bożej"Nasz Dziennik, 11/13-04-2009
"Niebiańska szata"Lidia Dudkiewicz, Niedziela Nr 36, 5-09-2010


www.drapikowski.pl/  ["Drapikowski Studio", Gdańsk] 

wtorek, 28 września 2010

Film, który powinien być w każdym domu ("Syndrom")

List Leszka Dokowicza z 14 września 2010 r.:



Drodzy Przyjaciele!
Dwa lata po emisji filmu "Egzorcyzmy Anneliese Michel" oraz rok po emisji filmu "Duch", zapraszamy do obejrzenia nowego filmu pt. "Syndrom".
W Polsce i na całym świecie toczy się zacięta dyskusja o wartości życia nienarodzonych dzieci. Od tego jak się zakończy zależy życie wielu, wielu ludzi, nie tylko doczesne ale i wieczne.
„Syndrom” to film o decyzji, której konsekwencji nie można było przewidzieć, o konsekwencjach, które mogą zniszczyć miłość i o miłości, którą trzeba odnaleźć.
Premiera odbędzie się w największym polskim tygodniku "Gość Niedzielny".
Już 26 września, do numeru 38/2010 dołączony będzie nasz film.
Zachęcamy do przekazania tej informacji jak największej ilości osób.

-- Leszek Dokowicz i Maciek Bodasiński.











O filmie "Syndrom" mówią: Karolina Żelasko i Krzysztof Kołacz                        [www.revoltadiscreta.pl]


Film jest w aktualnym tygodniku "Gość Niedzielny", jutro lub najpóźniej pojutrze będzie wycofywany ze sprzedaży. Nie pozwólmy, by były jakieś zwroty. Leszek Dokowicz to wyjątkowy twórca, współautor wielu filmów, m.in. "Boskie Oblicze""Egzorcyzmy Anneliese Michel""Duch""Film o Basi". Parę lat temu, w czasopiśmie "Miłujcie się"  (Nr 2/2005) wyjawił przejmujące świadectwo o sobie:

"Mam 38 lat. Jestem mężem wspaniałej żony i ojcem czwórki dzieci. Historia, którą chcę wam opowiedzieć, rozpoczęła się, gdy miałem mniej więcej 13-14 lat. Wtedy właśnie zaprowadzono mnie do człowieka, który nazywał się Harris i jeździł po Polsce jako uzdrowiciel, nakładając na ludzi ręce. Po dwóch wizytach u niego rozpoczął się mój powolny proces odchodzenia od Kościoła. Z każdym rokiem byłem coraz dalej od ołtarza, aż któregoś dnia znalazłem się zupełnie na zewnątrz kościoła.

Gdy miałem 18 lat, przytrafiła mi się możliwość wyjazdu za granicę, z której skorzystałem. Tak znalazłem się w Niemczech. Przez wszystkie lata mojego pobytu tam, coraz bardziej stawiałem siebie w centrum, coraz częściej i w coraz poważniejszy sposób przekraczałem Boże przykazania.

Na początku lat 90. rozpoczęło się w Europie coś, co dziś jest określane mianem kultury techno. Młodzież zaczęła się gromadzić na dużych imprezach, powstawała nowa muzyka generowana przez komputery, nowe narkotyki, nowy język, nowy wygląd ludzi. Wszystko to było bardzo pociągające. Moje korzenie również tkwiły w muzyce elektronicznej, więc bardzo szybko, z radością zanurzyłem się w tym nowym świecie.

Przez pomysł stworzenia nowego urządzenia akustycznego poznałem grupę ludzi należących do jednego z centrów tego ruchu. Tam poznałem Petera – jednego z ideologów ruchu. Gdy usiadłem pierwszy raz naprzeciw niego, szybko zdałem sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie rozmawiałem z takim człowiekiem. Miał wszechstronną wiedzę, był profesorem jednej z amerykańskich szkół filmowych. Studiował przez wiele lat pracę mózgu, prowadził doświadczenia ze światłem w nocnych klubach, a w tamtym czasie jego głównym zajęciem było kierowanie ideologią ruchu oraz tworzenie filmów oddziałujących na podświadomość a pokazywanych w czasie potężnych imprez. Po rozmowie zaprosił mnie, bym wszedł z nim we współpracę i poznał jego dzieła. Po jakimś czasie dowiedziałem się od niego, że w rejs po Morzu Śródziemnym wyrusza statek, na którym będzie 350 osób z całego świata – czołowi twórcy ruchu. Wiedząc, że jestem operatorem kamer, zaprosił mnie, bym pojechał z nim i zrobił dla niego zdjęcia. Po ich obejrzeniu zaproponował mi, że będzie mnie uczył, bo szukał kogoś takiego jak ja przez 14 lat. Powoli stało się jasne, że chce, bym przejął dzieło jego życia, bo był już starszym człowiekiem. Tak rozpoczęła się moja wielka przygoda.

Moja osobowość zaczęła się coraz bardziej zmieniać, również zewnętrznie: przefarbowałem włosy, zacząłem się inaczej ubierać. Coraz więcej pracy otrzymywałem z wnętrza sceny i całym sobą przyjmowałem to, co się tam działo.

Latem 1995 r. okazało się, że moja ówczesna narzeczona, a dzisiejsza żona, jest w ciąży. Peter powiedział, że to, co w najbliższych latach będzie działo się na świecie, wymaga całej naszej koncentracji i uwagi. Dziecko to nie jest problem, wystarczy pójść do lekarza i to załatwić, a za kilka lat, jeśli będziemy mieli ochotę, możemy mieć dzieci. Dzięki Bogu, nie zgodziliśmy się na to i nie doszło do aborcji.

Peter przez cały czas kształcił mnie, otrzymywałem specjalnie dla mnie zmontowane kasety wideo, z jego potężnego archiwum dostawałem książki do przeczytania, spotykaliśmy się, rozmawialiśmy na te tematy. Podstawą duchową ruchu był buddyzm i zen. Obserwowałem wszystko, co się działo na scenie, poznawałem metajęzyk, którym się tam porozumiewano.

Zimą 1996 r. coś się zmieniło. Do tej pory muzyka była bardzo pozytywna, przedstawiany obraz świata był nawiązaniem do czasów hippisów, głoszono takie hasła jak: Mój dom jest twoim domem, Jesteśmy jedną rodziną... Ale teraz dźwięki stały się ciemniejsze, było więcej uderzeń na minutę, pojawiła się agresja. Ludzie, którzy byli najważniejszymi nośnikami informacji, nosili koszulki z napisem: Terror na całym świecie, wojskowe ubrania, symbole śmierci, karabiny, pistolety. Zapytałem Petera, co się dzieje. Odpowiedział, że to jest tylko krótka zmiana, zakręt, że to wszystko kiedyś wyruszy w inną stronę.

Na wiosnę 1996 r. nadszedł czas rozwiązania i czekaliśmy na urodzenie naszego dziecka – wydawało się, że urodzi się w Wielkim Tygodniu. Pierwszy raz byliśmy w szpitalu w Wielki Piątek, a w Wielką Sobotę drugi raz. W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego urodził się nasz syn – Robert. Peter przyleciał z Amsterdamu i poprosił o to, by mógł ponosić dziecko na rękach i pobyć z nim sam na sam. Zgodziliśmy się na to, bo był naszym przyjacielem. Po powrocie do Polski, noc czy dwie później, zauważyliśmy, że dziecko zaczyna się dziwnie zachowywać. Syn wydawał z siebie niemiłe dla ucha odgłosy. Ale działo się to zwykle w nocy i trwało około godziny, a przez resztę czasu wszystko było w porządku, więc staraliśmy się o tym nie myśleć. W tym czasie wydarzyło się jeszcze kilka innych rzeczy, które nieco zakłóciły nasz spokój. Zaczęliśmy o tym wszystkim rozmawiać. Już wtedy dostrzegałem wiele znaków i poszczególne części, jak puzzle, zaczęły układać mi się w całość. Zdecydowałem, że po przyjeździe do Dortmundu zapytam Petera, co się dzieje, i poważnie z nim porozmawiam.

30 kwietnia przyjechałem tam na największą imprezę na świecie, która nazywa się May Day. Jest to noc z 30 kwietnia na 1 maja, gdy według starogermańskich wierzeń bogini miłości łączy się z bogiem wojny: z połączenia seksu i przemocy powstaje perwersja. Tej nocy 20 tys. młodych tańczy w największej hali Dortmundu. Tam też odbywa się praca ludzi, którzy potrafią kierować działaniem tej sceny w najbardziej doskonały sposób. Kiedy tam przyjechałem, Peter powiedział, że tej nocy mam szczególnie uważać, bo to, co będzie pokazywał na ekranach, jest jednocześnie informacją dla mnie – nadszedł czas, by powiedzieć, kim są, co robią i dlaczego. O 1.00 w nocy zmienił się skład prowadzących; przy laserach, światłach, wideo, muzyce zasiadł tak zwany „pierwszy garnitur”. Rozpoczęła się właściwa praca, a gdy stacje telewizyjne wyszły, światła ściemniono, Peter rozpoczął podawanie obrazów. Były one straszne, przedstawiały walkę w świecie, która miała doprowadzić do potężnej wojny atomowej i do zniszczenia. Przedstawiały też ludzi ze sceny techno przejmujących panowanie nad tymi, którzy nie należą do tych struktur. Obrazy te były nieczytelne dla odbiorców z zewnątrz, ale ja je rozumiałem ze względu na jasną dla mnie symbolikę. Za każdym razem, gdy zrozumiałem jakiś obraz, patrzyłem na niego i kiwałem głową na znak, żeby szedł dalej z informacjami. A impreza szalała, tysiące watów było pompowanych do hali przez elektronikę, olbrzymie ściany głośnikowe i światła. Nad samym centrum wisiała konstrukcja w kształcie krzyża ze świateł, które można było zmieniać na dowolny kolor. Wszystko wisiało na łańcuchach, którymi można było poruszać, tak, że tym krzyżem szastano nad głowami tancerzy, a na niego były projektowane laserami różne figury graficzne.

W pewnym momencie symbole stały się czytelne i z potężną jasnością zrozumiałem, co się dzieje, i z kim mam do czynienia. Zrozumiałem, że ludzie ci to sataniści, którzy prowadzą młodzież całego świata na zatracenie, że ja jestem jednym z nich, i nie ma dla mnie odwrotu. Różne myśli zaczęły przychodzić mi do głowy. Myślałem o tym, że teraz wszystko stoi przede mną otworem, że mogę zrobić, co chcę, pracować przy dowolnym projekcie, wybierać ludzi, z którymi chcę pracować, a pieniądze nie grają roli. Potem pomyślałem, że, aby to wszystko zrealizować, muszę zostawić żonę i dziecko, bo tam, dokąd idę, nie mogą pójść ze mną.

Później przeżyłem coś, co dziś nazywam uprzedzającą łaską, którą Bóg mi dał. Wyraźnie doświadczyłem tego, że na końcu wszystkiego czeka mnie wieczne potępienie. Przeżyłem uczucie wpadania duszy w ciemność, w potężny, straszliwie beznadziejny, okropny w odczuciu lot. Wtedy, nie wiedząc w zasadzie, co robię, jak człowiek mający pistolet przy skroni, jak tonący w fali rozhukanej muzyki i świateł, gdzie wszystko było na najwyższym poziomie energetycznym, upadłem na kolana i zacząłem wołać: Ojcze nasz. Gdy wypowiedziałem pierwsze słowa modlitwy, zobaczyłem białą postać Michała Archanioła z mieczem w ręku. Zadał mi trzy pytania: Czy wierzysz w Boga? Czy zaprzeczasz szatanowi? i Czy chcesz z nim walczyć? Na wszystkie odpowiedziałem „tak”. Wtedy kazał mi wstać i iść w stronę światła.

W cudowny sposób wydostałem się stamtąd. Bóg sprawił wszystko, co było konieczne, bym mógł opuścić to miejsce bezpiecznie. Szedłem na wschód, ku wschodzącemu słońcu. Chciałem jechać do Berlina i Polski, bo nagle stało się dla mnie jasne, w czym uczestniczyłem. Szedłem od kościoła do kościoła, szukając schronienia, ale wszędzie drzwi były zamknięte. Nie dostałem się też do żadnego kapłana, nigdzie mi nie otwarto. Nieprzyjaciel atakował mnie bezpośrednio, raz mi się nawet pokazał. W tym momencie dotarło do mnie bardzo silne przekonanie, które odtąd pomagało mi w każdej sytuacji – ja wierzę w Boga i nie możecie mi nic zrobić. Z tą myślą szedłem dalej. W nocy dotarłem do Berlina, gdzie czekał pociąg do Polski. Wsiadłem do niego i po ponad godzinie jazdy poczułem wielki pokój. Wtedy zrozumiałem, że przekroczyłem granicę. Duchowo odczułem potężne bezpieczeństwo i zrozumiałem, że jest to efekt modlitwy tysięcy ludzi, tych wszystkich pokoleń, które aktywnie włączały się w walkę duchową, prosiły Pana o zmiłowanie.

Gdy przyjechałem do domu, opowiedziałem rodzicom i żonie, co się wydarzyło. Czułem, że nieprzyjaciel ma do mnie dostęp przez wszystkie moje grzechy i moje dotychczasowe życie. Wiedziałem, że potrzebuję spowiedzi, kapłana, który mnie nie wyśmieje. Mama wskazała mi dwóch, którzy mogliby mi pomóc. Przyszedłem do jednego z kościołów i szukałem wskazanego kapłana. Okazało się, że prowadzi prace budowlane przed kościołem. Szukając go, wyszedłem na plac. Jakaś pani poprosiła mnie o pomoc. W tym czasie po Europie Wschodniej pielgrzymowała figura Matki Boskiej Fatimskiej. Trzy dni później miała być w moim mieście. Miałem pomóc w przeniesieniu krzyża na miejsce spotkania z Matką Bożą. Po raz pierwszy w życiu z własnej woli wszedłem do kościoła, do spowiedzi, by otrzymać sakrament oczyszczenia z grzechów, zabezpieczenie przed szatanem, i od razu otrzymałem do dźwigania krzyż tak ciężki, że wrzynał mi się w ramię i nie mogłem go unieść. Szedłem około trzeciej po południu ulicą św. Jana w parafii poświęconej Maryi, niosąc krzyż. Wtedy usłyszałem bardzo wyraźnie słowa: Jeżeli chcesz pójść za Mną, weź swój krzyż i Mnie naśladuj. Płakałem jak małe dziecko. Ludzie szli z pracy, do sklepów, ale nikt pewnie nie zwracał na to uwagi.

Po około dwóch tygodniach postanowiłem pojechać z mamą na Jasną Górę, bo stwierdziliśmy, że we wszystkich ważnych momentach mojego życia była cicho obecna Matka Boża. Jako młody chłopak wraz z rodziną poświęciłem się Jej opiece. Tak więc w środę dziękowałem w Częstochowie Maryi za ratunek, a w czwartek pojechałem do Telewizji Niepokalanów, by dotrzeć do ludzi Kościoła, którzy potrafią przekazać informację dalej i ostrzec innych przed tym, co się dzieje. Wiedziałem, że muzyka techno będzie z wielką siłą wkraczać do Polski. Bóg postawił na mojej drodze siostrę zakonną ze zgromadzenia Sacré Coeur, która po usłyszeniu całej historii powiedziała, że potrzebuję kierownictwa duchowego. Następnego dnia, trafiłem do ojców jezuitów. Zaproszono mnie na pierwszy tydzień rekolekcji ignacjańskich. Tak rozpoczęła się droga mojego nawrócenia i oczyszczenia. Nie zdawałem sobie sprawy, jaki jestem w oczach Boga, ani kim On jest. Musiałem nadrobić wiele lat zmarnowanego czasu, uczyć się czytać Pismo Święte, poznawać drogi Pana, chodzić za Nim. Dziś z przyjaciółmi, których Bóg postawił na mojej drodze, staram się przez media odnajdywać drogi nowej ewangelizacji. Staramy się znaleźć język, który przemówi do ludzi, pokazać największe skarby Kościoła, by ratować tych, którzy toną.

Jestem pewien, że nadchodzi czas konfrontacji. Święty Ignacy mówił o dwóch sztandarach – sztandarze Chrystusa, pod którym gromadzi się jedna armia oraz sztandarze armii Szatana. Przy pracy nad filmami zauważyliśmy, że zagubienie ludzi – ich decyzja za Chrystusem lub przeciw Niemu – albo tej całej rzeszy letnich, którzy mówią: Tak, ale…, jest zależna tylko od tego pytania: Kim dla ciebie jest Jezus Chrystus? W związku z tym nie ma ważniejszego zadania dla nas niż ewangelizacja, niż wskazywanie na Pana, że On jest, że jest miłosierny i czeka na każdego, że chce ratować, odnawiać, błogosławić, by nawrócenie stało się udziałem wielu. Jestem przekonany o tym, że każdy, kto zdecyduje się pójść za Nim, jest kwiatem w wiośnie Kościoła, o której mówi Ojciec Święty. To my, dążący za Chrystusem, jesteśmy tymi kwiatami oświetlanymi słońcem Boga, który daje światło dla wydania owocu – pomocy braciom i siostrom, którzy żyją w ciemności. Życie jest krótkie, a to że niektórzy zaprzepaszczają na zawsze wieczność, jest czymś, co musimy dogłębnie zrozumieć. Każdy z nas jest powołany do oczyszczenia, do zjednoczenia z Panem przez przebaczenie, do tego, by stanąć przed Nim i prosić o dary Ducha potrzebne do pójścia naprzód. Polska jest krajem, który Matka Boża osłania swoim płaszczem i w którym jest złożonych bardzo wiele skarbów. Tu ludzie są przygotowani do walki przez łaskę, którą wymodliły pokolenia. Teraz należy wyruszyć. Jezus przygotowywał uczniów trzy lata, a niektórzy z nas są przygotowywani przez dziesięć, piętnaście lat. Teraz jest czas wyjścia, szukania Jego woli, pytania, czego On od nas wymaga i radykalizmu ewangelicznego w pójściu za Nim. Życzę wam wszystkim, aby każdy z was z odwagą wyproszoną na modlitwie wyruszył w drogę zgodną z wolą Pana, byście się stali pochodniami, które rozpalą ten świat.

Chciałbym podziękować w tym miejscu dwóm matkom: mojej, będącej przykładem dla tych matek, których dzieci są w ciemnościach. Moja mama modliła się za mnie piętnaście lat i w momencie, gdy myślała, że już wszystko jest stracone, Bóg dał mi łaskę nawrócenia. Drugą matką jest Maryja, która czuwa nad nami wszystkimi; jeśli się schronimy pod Jej płaszcz, nic nie będzie się mogło zdarzyć. Ona zetrze głowę Szatana.

Chcę też podziękować Bogu – Stwórcy naszemu, który wszystko ożywia i posyła nas do służby, Jezusowi Chrystusowi, który nas zbawił i Duchowi Świętemu, który daje nam poznać całą prawdę – niech będzie Mu chwała i cześć!"

Powyższe świadectwo znajduje się również w zapisie dźwiękowym ze znacznie dłuższego spotkania (99 min. 30 sek.) "Życie - Nawrócenie - Życie" w styczniu 2010 r.:
Leszek Dokowicz: "Życie - Nawrócenie - Życie", Wrzuta.pl




"Mayday", Westfalenhallen, Dortmund 30-04-2010, 18.00-9.00 (Noc Walpurgii)      ►www.nature-one.de





Jedna z gwiazd muzyki techno, angielski DJ Carl Cox na tegorocznej "Nocy Walpurgii" (30 IV/1 V 2010) - "Mayday" w Dortmundzie.





Niektóre filmy współtworzone przez Leszka Dokowicza - wspólnie z Maciejem Bodasińskim i Michałem Lorencem (tytuły linkowane do YouTube):

[1]  "Boskie Oblicze" (2006)
[3]  "Duch"  (2008)
[4]  "Film o Basi"  (2009)
_________________________________________________________


-- Dodatkowo film ►"Cywilizacja aborcji"  (2004 r.), scen. i reż. Grzegorz Górny, zdjęcia Leszek Dokowicz  [ok. 31 minut]: