wtorek, 28 września 2010

Film, który powinien być w każdym domu ("Syndrom")

List Leszka Dokowicza z 14 września 2010 r.:



Drodzy Przyjaciele!
Dwa lata po emisji filmu "Egzorcyzmy Anneliese Michel" oraz rok po emisji filmu "Duch", zapraszamy do obejrzenia nowego filmu pt. "Syndrom".
W Polsce i na całym świecie toczy się zacięta dyskusja o wartości życia nienarodzonych dzieci. Od tego jak się zakończy zależy życie wielu, wielu ludzi, nie tylko doczesne ale i wieczne.
„Syndrom” to film o decyzji, której konsekwencji nie można było przewidzieć, o konsekwencjach, które mogą zniszczyć miłość i o miłości, którą trzeba odnaleźć.
Premiera odbędzie się w największym polskim tygodniku "Gość Niedzielny".
Już 26 września, do numeru 38/2010 dołączony będzie nasz film.
Zachęcamy do przekazania tej informacji jak największej ilości osób.

-- Leszek Dokowicz i Maciek Bodasiński.











O filmie "Syndrom" mówią: Karolina Żelasko i Krzysztof Kołacz                        [www.revoltadiscreta.pl]


Film jest w aktualnym tygodniku "Gość Niedzielny", jutro lub najpóźniej pojutrze będzie wycofywany ze sprzedaży. Nie pozwólmy, by były jakieś zwroty. Leszek Dokowicz to wyjątkowy twórca, współautor wielu filmów, m.in. "Boskie Oblicze""Egzorcyzmy Anneliese Michel""Duch""Film o Basi". Parę lat temu, w czasopiśmie "Miłujcie się"  (Nr 2/2005) wyjawił przejmujące świadectwo o sobie:

"Mam 38 lat. Jestem mężem wspaniałej żony i ojcem czwórki dzieci. Historia, którą chcę wam opowiedzieć, rozpoczęła się, gdy miałem mniej więcej 13-14 lat. Wtedy właśnie zaprowadzono mnie do człowieka, który nazywał się Harris i jeździł po Polsce jako uzdrowiciel, nakładając na ludzi ręce. Po dwóch wizytach u niego rozpoczął się mój powolny proces odchodzenia od Kościoła. Z każdym rokiem byłem coraz dalej od ołtarza, aż któregoś dnia znalazłem się zupełnie na zewnątrz kościoła.

Gdy miałem 18 lat, przytrafiła mi się możliwość wyjazdu za granicę, z której skorzystałem. Tak znalazłem się w Niemczech. Przez wszystkie lata mojego pobytu tam, coraz bardziej stawiałem siebie w centrum, coraz częściej i w coraz poważniejszy sposób przekraczałem Boże przykazania.

Na początku lat 90. rozpoczęło się w Europie coś, co dziś jest określane mianem kultury techno. Młodzież zaczęła się gromadzić na dużych imprezach, powstawała nowa muzyka generowana przez komputery, nowe narkotyki, nowy język, nowy wygląd ludzi. Wszystko to było bardzo pociągające. Moje korzenie również tkwiły w muzyce elektronicznej, więc bardzo szybko, z radością zanurzyłem się w tym nowym świecie.

Przez pomysł stworzenia nowego urządzenia akustycznego poznałem grupę ludzi należących do jednego z centrów tego ruchu. Tam poznałem Petera – jednego z ideologów ruchu. Gdy usiadłem pierwszy raz naprzeciw niego, szybko zdałem sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie rozmawiałem z takim człowiekiem. Miał wszechstronną wiedzę, był profesorem jednej z amerykańskich szkół filmowych. Studiował przez wiele lat pracę mózgu, prowadził doświadczenia ze światłem w nocnych klubach, a w tamtym czasie jego głównym zajęciem było kierowanie ideologią ruchu oraz tworzenie filmów oddziałujących na podświadomość a pokazywanych w czasie potężnych imprez. Po rozmowie zaprosił mnie, bym wszedł z nim we współpracę i poznał jego dzieła. Po jakimś czasie dowiedziałem się od niego, że w rejs po Morzu Śródziemnym wyrusza statek, na którym będzie 350 osób z całego świata – czołowi twórcy ruchu. Wiedząc, że jestem operatorem kamer, zaprosił mnie, bym pojechał z nim i zrobił dla niego zdjęcia. Po ich obejrzeniu zaproponował mi, że będzie mnie uczył, bo szukał kogoś takiego jak ja przez 14 lat. Powoli stało się jasne, że chce, bym przejął dzieło jego życia, bo był już starszym człowiekiem. Tak rozpoczęła się moja wielka przygoda.

Moja osobowość zaczęła się coraz bardziej zmieniać, również zewnętrznie: przefarbowałem włosy, zacząłem się inaczej ubierać. Coraz więcej pracy otrzymywałem z wnętrza sceny i całym sobą przyjmowałem to, co się tam działo.

Latem 1995 r. okazało się, że moja ówczesna narzeczona, a dzisiejsza żona, jest w ciąży. Peter powiedział, że to, co w najbliższych latach będzie działo się na świecie, wymaga całej naszej koncentracji i uwagi. Dziecko to nie jest problem, wystarczy pójść do lekarza i to załatwić, a za kilka lat, jeśli będziemy mieli ochotę, możemy mieć dzieci. Dzięki Bogu, nie zgodziliśmy się na to i nie doszło do aborcji.

Peter przez cały czas kształcił mnie, otrzymywałem specjalnie dla mnie zmontowane kasety wideo, z jego potężnego archiwum dostawałem książki do przeczytania, spotykaliśmy się, rozmawialiśmy na te tematy. Podstawą duchową ruchu był buddyzm i zen. Obserwowałem wszystko, co się działo na scenie, poznawałem metajęzyk, którym się tam porozumiewano.

Zimą 1996 r. coś się zmieniło. Do tej pory muzyka była bardzo pozytywna, przedstawiany obraz świata był nawiązaniem do czasów hippisów, głoszono takie hasła jak: Mój dom jest twoim domem, Jesteśmy jedną rodziną... Ale teraz dźwięki stały się ciemniejsze, było więcej uderzeń na minutę, pojawiła się agresja. Ludzie, którzy byli najważniejszymi nośnikami informacji, nosili koszulki z napisem: Terror na całym świecie, wojskowe ubrania, symbole śmierci, karabiny, pistolety. Zapytałem Petera, co się dzieje. Odpowiedział, że to jest tylko krótka zmiana, zakręt, że to wszystko kiedyś wyruszy w inną stronę.

Na wiosnę 1996 r. nadszedł czas rozwiązania i czekaliśmy na urodzenie naszego dziecka – wydawało się, że urodzi się w Wielkim Tygodniu. Pierwszy raz byliśmy w szpitalu w Wielki Piątek, a w Wielką Sobotę drugi raz. W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego urodził się nasz syn – Robert. Peter przyleciał z Amsterdamu i poprosił o to, by mógł ponosić dziecko na rękach i pobyć z nim sam na sam. Zgodziliśmy się na to, bo był naszym przyjacielem. Po powrocie do Polski, noc czy dwie później, zauważyliśmy, że dziecko zaczyna się dziwnie zachowywać. Syn wydawał z siebie niemiłe dla ucha odgłosy. Ale działo się to zwykle w nocy i trwało około godziny, a przez resztę czasu wszystko było w porządku, więc staraliśmy się o tym nie myśleć. W tym czasie wydarzyło się jeszcze kilka innych rzeczy, które nieco zakłóciły nasz spokój. Zaczęliśmy o tym wszystkim rozmawiać. Już wtedy dostrzegałem wiele znaków i poszczególne części, jak puzzle, zaczęły układać mi się w całość. Zdecydowałem, że po przyjeździe do Dortmundu zapytam Petera, co się dzieje, i poważnie z nim porozmawiam.

30 kwietnia przyjechałem tam na największą imprezę na świecie, która nazywa się May Day. Jest to noc z 30 kwietnia na 1 maja, gdy według starogermańskich wierzeń bogini miłości łączy się z bogiem wojny: z połączenia seksu i przemocy powstaje perwersja. Tej nocy 20 tys. młodych tańczy w największej hali Dortmundu. Tam też odbywa się praca ludzi, którzy potrafią kierować działaniem tej sceny w najbardziej doskonały sposób. Kiedy tam przyjechałem, Peter powiedział, że tej nocy mam szczególnie uważać, bo to, co będzie pokazywał na ekranach, jest jednocześnie informacją dla mnie – nadszedł czas, by powiedzieć, kim są, co robią i dlaczego. O 1.00 w nocy zmienił się skład prowadzących; przy laserach, światłach, wideo, muzyce zasiadł tak zwany „pierwszy garnitur”. Rozpoczęła się właściwa praca, a gdy stacje telewizyjne wyszły, światła ściemniono, Peter rozpoczął podawanie obrazów. Były one straszne, przedstawiały walkę w świecie, która miała doprowadzić do potężnej wojny atomowej i do zniszczenia. Przedstawiały też ludzi ze sceny techno przejmujących panowanie nad tymi, którzy nie należą do tych struktur. Obrazy te były nieczytelne dla odbiorców z zewnątrz, ale ja je rozumiałem ze względu na jasną dla mnie symbolikę. Za każdym razem, gdy zrozumiałem jakiś obraz, patrzyłem na niego i kiwałem głową na znak, żeby szedł dalej z informacjami. A impreza szalała, tysiące watów było pompowanych do hali przez elektronikę, olbrzymie ściany głośnikowe i światła. Nad samym centrum wisiała konstrukcja w kształcie krzyża ze świateł, które można było zmieniać na dowolny kolor. Wszystko wisiało na łańcuchach, którymi można było poruszać, tak, że tym krzyżem szastano nad głowami tancerzy, a na niego były projektowane laserami różne figury graficzne.

W pewnym momencie symbole stały się czytelne i z potężną jasnością zrozumiałem, co się dzieje, i z kim mam do czynienia. Zrozumiałem, że ludzie ci to sataniści, którzy prowadzą młodzież całego świata na zatracenie, że ja jestem jednym z nich, i nie ma dla mnie odwrotu. Różne myśli zaczęły przychodzić mi do głowy. Myślałem o tym, że teraz wszystko stoi przede mną otworem, że mogę zrobić, co chcę, pracować przy dowolnym projekcie, wybierać ludzi, z którymi chcę pracować, a pieniądze nie grają roli. Potem pomyślałem, że, aby to wszystko zrealizować, muszę zostawić żonę i dziecko, bo tam, dokąd idę, nie mogą pójść ze mną.

Później przeżyłem coś, co dziś nazywam uprzedzającą łaską, którą Bóg mi dał. Wyraźnie doświadczyłem tego, że na końcu wszystkiego czeka mnie wieczne potępienie. Przeżyłem uczucie wpadania duszy w ciemność, w potężny, straszliwie beznadziejny, okropny w odczuciu lot. Wtedy, nie wiedząc w zasadzie, co robię, jak człowiek mający pistolet przy skroni, jak tonący w fali rozhukanej muzyki i świateł, gdzie wszystko było na najwyższym poziomie energetycznym, upadłem na kolana i zacząłem wołać: Ojcze nasz. Gdy wypowiedziałem pierwsze słowa modlitwy, zobaczyłem białą postać Michała Archanioła z mieczem w ręku. Zadał mi trzy pytania: Czy wierzysz w Boga? Czy zaprzeczasz szatanowi? i Czy chcesz z nim walczyć? Na wszystkie odpowiedziałem „tak”. Wtedy kazał mi wstać i iść w stronę światła.

W cudowny sposób wydostałem się stamtąd. Bóg sprawił wszystko, co było konieczne, bym mógł opuścić to miejsce bezpiecznie. Szedłem na wschód, ku wschodzącemu słońcu. Chciałem jechać do Berlina i Polski, bo nagle stało się dla mnie jasne, w czym uczestniczyłem. Szedłem od kościoła do kościoła, szukając schronienia, ale wszędzie drzwi były zamknięte. Nie dostałem się też do żadnego kapłana, nigdzie mi nie otwarto. Nieprzyjaciel atakował mnie bezpośrednio, raz mi się nawet pokazał. W tym momencie dotarło do mnie bardzo silne przekonanie, które odtąd pomagało mi w każdej sytuacji – ja wierzę w Boga i nie możecie mi nic zrobić. Z tą myślą szedłem dalej. W nocy dotarłem do Berlina, gdzie czekał pociąg do Polski. Wsiadłem do niego i po ponad godzinie jazdy poczułem wielki pokój. Wtedy zrozumiałem, że przekroczyłem granicę. Duchowo odczułem potężne bezpieczeństwo i zrozumiałem, że jest to efekt modlitwy tysięcy ludzi, tych wszystkich pokoleń, które aktywnie włączały się w walkę duchową, prosiły Pana o zmiłowanie.

Gdy przyjechałem do domu, opowiedziałem rodzicom i żonie, co się wydarzyło. Czułem, że nieprzyjaciel ma do mnie dostęp przez wszystkie moje grzechy i moje dotychczasowe życie. Wiedziałem, że potrzebuję spowiedzi, kapłana, który mnie nie wyśmieje. Mama wskazała mi dwóch, którzy mogliby mi pomóc. Przyszedłem do jednego z kościołów i szukałem wskazanego kapłana. Okazało się, że prowadzi prace budowlane przed kościołem. Szukając go, wyszedłem na plac. Jakaś pani poprosiła mnie o pomoc. W tym czasie po Europie Wschodniej pielgrzymowała figura Matki Boskiej Fatimskiej. Trzy dni później miała być w moim mieście. Miałem pomóc w przeniesieniu krzyża na miejsce spotkania z Matką Bożą. Po raz pierwszy w życiu z własnej woli wszedłem do kościoła, do spowiedzi, by otrzymać sakrament oczyszczenia z grzechów, zabezpieczenie przed szatanem, i od razu otrzymałem do dźwigania krzyż tak ciężki, że wrzynał mi się w ramię i nie mogłem go unieść. Szedłem około trzeciej po południu ulicą św. Jana w parafii poświęconej Maryi, niosąc krzyż. Wtedy usłyszałem bardzo wyraźnie słowa: Jeżeli chcesz pójść za Mną, weź swój krzyż i Mnie naśladuj. Płakałem jak małe dziecko. Ludzie szli z pracy, do sklepów, ale nikt pewnie nie zwracał na to uwagi.

Po około dwóch tygodniach postanowiłem pojechać z mamą na Jasną Górę, bo stwierdziliśmy, że we wszystkich ważnych momentach mojego życia była cicho obecna Matka Boża. Jako młody chłopak wraz z rodziną poświęciłem się Jej opiece. Tak więc w środę dziękowałem w Częstochowie Maryi za ratunek, a w czwartek pojechałem do Telewizji Niepokalanów, by dotrzeć do ludzi Kościoła, którzy potrafią przekazać informację dalej i ostrzec innych przed tym, co się dzieje. Wiedziałem, że muzyka techno będzie z wielką siłą wkraczać do Polski. Bóg postawił na mojej drodze siostrę zakonną ze zgromadzenia Sacré Coeur, która po usłyszeniu całej historii powiedziała, że potrzebuję kierownictwa duchowego. Następnego dnia, trafiłem do ojców jezuitów. Zaproszono mnie na pierwszy tydzień rekolekcji ignacjańskich. Tak rozpoczęła się droga mojego nawrócenia i oczyszczenia. Nie zdawałem sobie sprawy, jaki jestem w oczach Boga, ani kim On jest. Musiałem nadrobić wiele lat zmarnowanego czasu, uczyć się czytać Pismo Święte, poznawać drogi Pana, chodzić za Nim. Dziś z przyjaciółmi, których Bóg postawił na mojej drodze, staram się przez media odnajdywać drogi nowej ewangelizacji. Staramy się znaleźć język, który przemówi do ludzi, pokazać największe skarby Kościoła, by ratować tych, którzy toną.

Jestem pewien, że nadchodzi czas konfrontacji. Święty Ignacy mówił o dwóch sztandarach – sztandarze Chrystusa, pod którym gromadzi się jedna armia oraz sztandarze armii Szatana. Przy pracy nad filmami zauważyliśmy, że zagubienie ludzi – ich decyzja za Chrystusem lub przeciw Niemu – albo tej całej rzeszy letnich, którzy mówią: Tak, ale…, jest zależna tylko od tego pytania: Kim dla ciebie jest Jezus Chrystus? W związku z tym nie ma ważniejszego zadania dla nas niż ewangelizacja, niż wskazywanie na Pana, że On jest, że jest miłosierny i czeka na każdego, że chce ratować, odnawiać, błogosławić, by nawrócenie stało się udziałem wielu. Jestem przekonany o tym, że każdy, kto zdecyduje się pójść za Nim, jest kwiatem w wiośnie Kościoła, o której mówi Ojciec Święty. To my, dążący za Chrystusem, jesteśmy tymi kwiatami oświetlanymi słońcem Boga, który daje światło dla wydania owocu – pomocy braciom i siostrom, którzy żyją w ciemności. Życie jest krótkie, a to że niektórzy zaprzepaszczają na zawsze wieczność, jest czymś, co musimy dogłębnie zrozumieć. Każdy z nas jest powołany do oczyszczenia, do zjednoczenia z Panem przez przebaczenie, do tego, by stanąć przed Nim i prosić o dary Ducha potrzebne do pójścia naprzód. Polska jest krajem, który Matka Boża osłania swoim płaszczem i w którym jest złożonych bardzo wiele skarbów. Tu ludzie są przygotowani do walki przez łaskę, którą wymodliły pokolenia. Teraz należy wyruszyć. Jezus przygotowywał uczniów trzy lata, a niektórzy z nas są przygotowywani przez dziesięć, piętnaście lat. Teraz jest czas wyjścia, szukania Jego woli, pytania, czego On od nas wymaga i radykalizmu ewangelicznego w pójściu za Nim. Życzę wam wszystkim, aby każdy z was z odwagą wyproszoną na modlitwie wyruszył w drogę zgodną z wolą Pana, byście się stali pochodniami, które rozpalą ten świat.

Chciałbym podziękować w tym miejscu dwóm matkom: mojej, będącej przykładem dla tych matek, których dzieci są w ciemnościach. Moja mama modliła się za mnie piętnaście lat i w momencie, gdy myślała, że już wszystko jest stracone, Bóg dał mi łaskę nawrócenia. Drugą matką jest Maryja, która czuwa nad nami wszystkimi; jeśli się schronimy pod Jej płaszcz, nic nie będzie się mogło zdarzyć. Ona zetrze głowę Szatana.

Chcę też podziękować Bogu – Stwórcy naszemu, który wszystko ożywia i posyła nas do służby, Jezusowi Chrystusowi, który nas zbawił i Duchowi Świętemu, który daje nam poznać całą prawdę – niech będzie Mu chwała i cześć!"

Powyższe świadectwo znajduje się również w zapisie dźwiękowym ze znacznie dłuższego spotkania (99 min. 30 sek.) "Życie - Nawrócenie - Życie" w styczniu 2010 r.:
Leszek Dokowicz: "Życie - Nawrócenie - Życie", Wrzuta.pl




"Mayday", Westfalenhallen, Dortmund 30-04-2010, 18.00-9.00 (Noc Walpurgii)      ►www.nature-one.de





Jedna z gwiazd muzyki techno, angielski DJ Carl Cox na tegorocznej "Nocy Walpurgii" (30 IV/1 V 2010) - "Mayday" w Dortmundzie.





Niektóre filmy współtworzone przez Leszka Dokowicza - wspólnie z Maciejem Bodasińskim i Michałem Lorencem (tytuły linkowane do YouTube):

[1]  "Boskie Oblicze" (2006)
[3]  "Duch"  (2008)
[4]  "Film o Basi"  (2009)
_________________________________________________________


-- Dodatkowo film ►"Cywilizacja aborcji"  (2004 r.), scen. i reż. Grzegorz Górny, zdjęcia Leszek Dokowicz  [ok. 31 minut]: 



piątek, 24 września 2010

Znany filmowiec pobił policjantów - został wczoraj skazany

Wrocław, 22 września 2010 (środa). Znany reżyser filmów dokumentalnych Grzegorz Braun, dwa lata temu, w 2008 r. został oskarżony o pobicie policjantów. Rozprawy sądowe zostały utajnione (sąd nie podaje z jakiego powodu). Wczoraj we Wrocławiu, 21-09-2010 r., wyrokiem Sądu Rejonowego Wrocław-Śródmieście, Grzegorz Braun został skazany na zapłacenie grzywny w wysokości 3200 zł za atak na policjantów i znieważenie. Tu jest relacja poszkodowanego:
.mp3



Notatka z relacji Grzegorza Brauna  ["Aktualności dnia" Radio Maryja, 22-09-2010]
Sąd Rejonowy Wrocław-Śródmieście skazał 21-09-2010 r. pana Grzegorza Brauna na karę grzywny 3200 zł za atak na policjantów i znieważenie.

Grzegorz Braun twierdzi, że było akurat odwrotnie. Prawie dwa i pół roku temu (marzec 2008) został poturbowany, rzucony na ziemię twarzą do asfaltu i założono mu kajdanki, wyłamując oba kciuki. Doszło do tego podczas demonstracji, której się przyglądał z boku, z racji zawodu zainteresowany wydarzeniami życia publicznego. Stał w miejscu ogólnie dostępnym, nie wydzielonym i nie ogrodzonym. Mimo tego, podszedł do niego pewien cywil i zażądał natychmiastowego oddalenia się. Nieco zdziwiony Grzegorz Braun, poprosił o legitymację, co wywołało u tajniaka agresję, brutalne obezwładnienie reżysera i przewiezienie na Komisariat Policji Wrocław-Ołbin. Dopiero po godzinie zwrócono mu okulary (jest krótkowidzem), a po kolejnych kilku godzinach pozwolono opuścić komisariat. 

Przez wiele tygodni policja ani prokuratura nie odzywała się w tej sprawie. Zmieniło się to diametralnie od momentu, kiedy Grzegorz Braun postanowił złożyć skargę sądowi i komendantowi policji. Wówczas dowiedział się, że jest sprawa przeciwko niemu, a skargę odrzucono. Przypadkowo sprawę obserwowała śp. Anna Walentynowicz, która oburzona wysłała list do ministerstwa sprawiedliwości. Otrzymała wymijającą odpowiedź. W tym samym czasie Grzegorzowi Braunowi wytyczono sprawę, że jest łobuzem, że wyłamał policjantowi kciuk i obraził funkcjonariusza na służbie, używając wobec niego określenia "osiłek w kurteczce w kratkę" [z aktu oskarżenia].

Sprawa trwała dwa lata i była tajna. Utajnienia zażądał już na pierwszym posiedzeniu (wyproszono wszystkich z sali) główny oskarżyciel - funkcjonariusz, który na następne sprawy już nie przychodził (bo nie musiał), ale sąd z własnej inicjatywy utajnienie utrzymał do końca, tzn. do wczoraj. Jedynie ogłoszenie wyroku było publiczne. Grzegorz Braun próbował dowiedzieć się, z jakiego powodu utajniono wszystkie sprawy - na wysłane pisma sąd nie odpowiedział.


[cała wypowiedź radiowa: .mp3]
___________________________________________________________________

Wybrane filmy Grzegorza Brauna:
- ►„Errata do biografii: Józef Mackiewicz” (2010) - cykl filmów biograficznych rozpoczęty w 2006.
- ►„TW Bolek”   (2008)
- ►„Marsz wyzwolicieli”   (2009)
- ►„Towarzysz Generał”   (2009)
- ►„New Poland”   (2010)
___________________
Wszystkie tytuły filmów są podlinkowane do YouTube.






"New Poland" - reż. Grzegorz Braun i Robert Kaczmarek (2010) 


















 Produkcja filmu: ►"Film Open Group" - [2010]

wtorek, 21 września 2010

Medytacje bł. kard. Johna H. Newmana (grzech i Krzyż)


Bł. John H. Newman, kardynał (1801-1890)  - portret pędzla J.E.Millais'a, 1881  [Foto: Flickr/Martin Beek]




Birmingham-Rednal (ulica St John's Wood - współrzędne GPS: 52°23'06.04''N x 2°00'18.56''W). Dom Oratorium - wejście od podwórzaNa małym cmentarzu obok, w 1890 r. pochowano bł. kard. Johna H. Newmana. 2-10-2008 dokonano ekshumacji grobu - nie zachowały się jakiekolwiek szczątki - wydobyto ocalałe mosiężną natrumienną tabliczkę oraz krzyż misyjny.   [Foto: Flickr/jdbradley, 13-03-2010]
_________________________________



IV Grzech



"Tobie samemu zgrzeszyłem" (por. Ps 50,5)
Ty, Panie, żyjąc przez wieczność w niewypowiedzianej chwale, jako jedna i jedyna Doskonałość, stworzyłeś duchy, by były z Tobą i by miały udział w Twym błogosławionym istnieniu, wedle stopnia ich doskonałości. A w zamian część z nich zbuntowała się przeciw Tobie. Najpierw wystąpili przeciwko Tobie aniołowie, później ludzie i służyli innym, nie Tobie. Na cóż nas stworzyłeś, jeśli nie po to, by uczynić nas szczęśliwymi? Czy Ty sam stałeś się przez to szczęśliwszy? I jakże możemy być szczęśliwi, jeśli nie przez posłuszeństwo tobie? A mimo to nie chcemy być szczęśliwi tym szczęściem, które Ty dajesz, lecz szukamy go na własną rękę. I w ten sposób odpadamy od Ciebie. O mój Boże, co dajemy Ci w zamian za wszystko, gdy popełniamy grzech?! To także mój grzech! Jaka to czarna niewdzięczność! I co będzie moją karą za rezygnację ze szczęścia i przedkładanie piekła nad niebo?! Wiem, co będzie tą karą, powiesz: "Niech idzie swą drogą. Pragnie ginąć - niech zginie. Wzgardził łaskami, które mu dałem, niech obrócą się one w przekleństwo".

Ty mój Boże, masz do mnie wyłączne prawo i cały jestem Twój! Tyś Wszechmocnym Stwórcą, a ja Twym dziełem. Tak, jestem dziełem Twych rąk, Tyś moim właścicielem. I tak jak siekiera lub młotek mogą uderzyć rzemieślnika, tak ja mogę uderzyć Ciebie. Niczego nie jesteś mi dłużny, niczego nie mogę od Ciebie wymagać, mam wobec Ciebie jedynie obowiązki. Zależę od Ciebie względem życia, zdrowia i wszelkiego dobra każdej chwili mego życia. Nie ma we mnie więcej mocy, która dałaby mej woli władzę nad życiem, niźli w siekierze czy młotku. Znacznie ściślej zależę od Ciebie, niż cokolwiek z rzeczy doczesnych należy do swego właściciela i pana. Syn nie zależy od ojca przez całe życie, materia, z której uczyniona została siekiera, jest czymś, co istniało wcześniej, lecz ja cały zależę od Ciebie; jeśli na chwilę odwrócisz ode mnie swe ożywcze tchnienie, umrę niechybnie. W całości i ściśle jestem Twym dziełem i własnością, a mym jedynym obowiązkiem jest służba Tobie.

O mój Panie, przyznaję się, że jeszcze przed chwilą zupełnie o tym nie pamiętałem i wciąż na nowo o tym zapominam. Często postępuję tak, jakbym sam sobie był panem i buntowniczo odwracam się od Ciebie. Działam zgodnie z tym, co sprawia mi przyjemność, a nie w zgodzie z Tobą. I tak długo będę zatwardzał swe serce, dopóki nie poczuję - jak powinienem - że źle czynię. Nie pojmuję całej obrzydliwości grzechu i dlatego nie nienawidzę go, nie lękam się tak, jak powinienem. Nie odczuwam przeraźliwości grzechu, jego odstręczającego charakteru. Nie odwracam się od niego z oburzeniem, jak od zniewagi, która jest Ci wyrządzana, lecz traktuję go jak błahostkę i nawet jeśli nie popełniam grzechów śmiertelnych, nie jestem niechętny dopuszczaniu się grzechów powszednich. O mój Boże, jak wielka i straszliwa różnica jest między tym, kim jestem, a kim powinienem być.

"Tobie samemu zgrzeszyłem"
Mój Boże, nie ośmielam się wystąpić przeciw jakiemukolwiek doczesnemu przełożonemu; lecz obawiam się - bo wiem, że może to być przyczyną moich kłopotów - że wciąż ważę się wystąpić przeciw Tobie. Wiem, o Panie, że przeciw im większej osobie się wystąpi, tym większy jest występek. Lecz wciąż nie czuję bojaźni, by sprzeciwić się Tobie, przeciw któremu bunt jest występkiem wobec nieskończonego Boga. O mój ukochany Panie, co poczułbym, co sądziłbym o sobie samym, gdybym wystąpił przeciw jakiemuś czcigodnemu przełożonemu tu, na ziemi? Co by było, gdybym bez uszanowania wystąpił przeciw komuś czcigodnemu, jak zakonnik czy kapłan? Gdybym rzucił mu obelgę w twarz? Nie potrafię nawet sobie tego wyobrazić - a przecież, jak to porównać z podniesieniem ręki na Ciebie? I co jest grzechem, jeśli nie to? Grzechem jest znieważyć Ciebie w najbardziej grubiański z możliwych sposobów. Tak też, duszo moja, tym jest natura grzechu! Jest podniesieniem ręki na mego Nieskończonego Dobroczyńcę, na mego Wszechmogącego Stwórcę, na tego, który podtrzymuje mnie w istnieniu i sądzi; przeciw Temu, w którym skupiają się wszelki majestat, chwała, piękno, cześć i świętość.

O mój Boże, zawstydza mnie myśl o permanentnym stanie grzechu, w którym żyję! Co ze mną będzie, gdy okażesz surowość? Czymże jest moje życie, o mój ukochany i miłosierny Panie, jeśli nie ciągiem występków, mniejszych lub większych, przeciwko Tobie! O, jak wielkie grzechy popełniłem niegdyś - a przecież wciąż je popełniam, choćby mniejsze! Mój Panie, co się ze mną stanie? Kim będę, jeśli zdam się na siebie samego? Co mam czynić, jeśli nie to: z pokorą zwrócić się ku Niemu, którego tak ciężko obraziłem i zelżyłem, i błagać o odpuszczenie długów, które wobec Niego zaciągnąłem. O mój Panie Jezu, którego miłość dla mnie była tak wielka, że sprowadziła Cię tu z nieba dla mojego zbawienia, poucz mnie, ukochany Panie, co do mego grzechu, poucz mnie co do jego ohydy, naucz mnie szczerze za niego żałować i w Twym wielkim miłosierdziu wybacz mi moje grzechy!

Błagam Cię, mój drogi Zbawco, byś mnie uzdrowił! Jedynie Twa łaska może to uczynić. Nie mogę ocalić sam siebie. Sam nie powrócę do utraconej ojczyzny. Nie mogę zwrócić się ku Tobie, nie mogę Cię przebłagać, ani zbawić swej duszy bez Ciebie. Upadnę ze złego w gorsze, całkowicie odpadnę od Ciebie, poranię się występując przeciw swemu jarzmu, jeśli położę ufność we własnych siłach. Zamiast Ciebie - siebie osadzę na tronie. Będę czcił idola, uczynionego na swój obraz, zamiast Ciebie, jedynego, prawdziwego Boga i Stwórcę, dopóki nie zapobiegnie temu Twa łaska. Usłysz mnie, ukochany Panie! Zbyt długo żyłem niezdecydowany, rozchwiany, nienasycony! Chcę być wiernym sługą. Bądź mi łaskaw i uzdolnij mnie, bym był tym, kim powinienem być.

Skutki grzechu
Mój Panie, Tyś jest nieskończenie miłosiernym Bogiem. Kochasz wszystko, bo wszystko stworzyłeś. Tyś jest miłośnikiem dusz. Jakże to zatem możliwe, że jestem tak nieszczęśliwy na ziemi? Jakże to możliwe, że świat, który stworzyłeś jest pełen bólu i cierpienia? Kto spośród synów Adama, od chwili narodzin do śmierci, żyje nie cierpiąc? Jak wiele tu straszliwych chorób i nieszczęść! Jak wiele przerażających katastrof! Jak wiele głębokich lęków! Czyż ludzie nie są zadeptywani i łamani przez zgryzotę, ucisk, zgiełk namiętności, nieustający strach? Jak straszne plagi towarzyszą nam od zawsze na ziemi: wojna, głód, zaraza! Boże, dlaczego?! Dlaczego tak jest, moja duszo?! Pochyl się nad tym, duszo, siebie zapytaj - dlaczego? Czyżby Bóg odmienił swa naturę? Dlaczego ziemia stała się taka zła?

O mój Boże, dobrze wiem, dlaczego tyle tu zła. Nie odmieniłeś swej natury, lecz człowiek zdeprawował własną. Zgrzeszyliśmy, o Panie, dlatego odmieniło się oblicze ziemi. Owocem grzechu jest wszelkie zło, które widzę i w którym uczestniczę. Nie byłoby go, gdybyśmy nie zgrzeszyli. Wszystkie te nieszczęścia są jedynie pierwszym zadatkiem kary za grzech. Są jedynie niedoskonałym i mglistym obrazem tego, czym jest grzech w swej istocie. Grzech jest nieskończenie gorszy niż głód, wojna, zaraza. Rozważmy najbardziej przeraźliwe choroby, pod wpływem których ginie i psuje się ciało, a krew ulega zepsuciu; pod wpływem których wkrada się zepsucie i nieporządek do głowy, serca i płuc; pod wpływem których ulegają rozstrojeniu i zniszczeniu nerwy; pod wpływem których kończyny cierpią boleść; weźmy pod uwagę chorobliwe łaknienie, osłabienie organizmu, delirium - niczego z tych rzeczy nie można porównać z obrzydliwą chorobą duszy, którą nazywamy grzechem. One wszystkie - ostatecznie - są skutkiem ludzkiego upadku w grzech; są jego cieniem - niczym więcej. Ich przyczyną, samą w sobie, jest coś z pozoru do nich niepodobnego, coś gorszego od śmiertelnej gorączki i większego od nich samych. O mój Boże, poucz mnie co do tego! Daj mi zrozumieć ogrom tego zła, z którym współdziałam, a którego nie znam. Naucz mnie, czym jest grzech.

Wszystkie te obrzydliwe choroby ciała i duszy są owocem grzechów, lecz - powiadam - niczym są wobec kar, jakie nadejdą w życiu przyszłym. Najbardziej przenikliwy, wypalający do szpiku kości ból jest niczym w porównaniu z ogniem piekielnym. Najbardziej złowieszcze przerażenie lub niepokój są niczym wobec wiecznego, dręczącego robaka sumienia; najgłębsza żałoba, utrata majątku, porzucenie przez przyjaciół, najbardziej rozpaczliwe osamotnienie jest niczym w porównaniu z utratą oglądu oblicza Bożego. Wiekuista kara jest jedyną rzeczywistą miarą winy za grzech. Mój Boże, poucz mnie w tym względzie. Otwórz me oczy i serce, wznoszę do Ciebie najszczersze modły, spraw, bym zrozumiał jak straszliwie śmiertelne ciało dźwigam. Ale nie tylko poucz mnie o tym, lecz przez swe miłosierdzie i łaskę uwolnij mnie od tego.

Zło grzechu
Wiem, że stworzyłeś cały świat bardzo dobrym: a jeśli jest to prawdą względem świata materialnego, który możemy oglądać, o wiele bardziej musi to być prawdą co do świata bytów rozumnych. Niezliczone gwiazdy, wypełniające firmament i te żywioły, z których uczyniona jest ziemia, wszystkie, w doskonałej harmonii, zostały przeznaczone na właściwe im miejsce i do odpowiednich działań; lecz znacznie wyższa była harmonia, panująca w niebie, gdy zostali stworzeni aniołowie. Dzieła, jakich w pierwszej chwili istnienia dokonywali aniołowie, miały w sobie najdoskonalszą harmonię i były przepiękne w oglądzie. Następnym krokiem, podtrzymującym harmonię stworzenia ze względu na różnorodność bytów, miało być stworzenie człowieka. Wtedy nagle ukazała się skaza, czy też rozdarcie na tej najbardziej delikatnej i przepięknej tkaninie, które naruszyło istniejący porządek - a ta skaza stała się udziałem rodzaju ludzkiego i ogarnęła go. Grzech jest tym straszliwym złem, które zniszczyło znaczną część dzieła Bożego.

Mój Boże, takim jest grzech wedle Twego osądu; a czym jest w oczach świata? Czymś niewielkim lub niczym zgoła. Wedle Stwórcy grzech jest tym, co naruszyło Jego duchowe dzieło; jest większym złem niźli kosmiczne katastrofy i rozszalały chaos. Lecz człowiek, który jest mu winien, traktuje go jak drobnostkę. Znajduje dla niego mnóstwo wytłumaczeń. Świat traktuje grzech jak żart i jest dlań pobłażliwy. A w pełni zasługując na wieczystą karę, oburza się jej perspektywą i woli raczej zaprzeczać Bogu, który objawił prawdę, niźli ją przyjąć. Świat mniema, że grzech jest niedoskonałością podobnego rodzaju, co niestosowne zachowanie, chęć użycia lub życiowa nieporadność. Duszo moja, rozważ z uwagą ogromną różnicę, między tym, w jaki sposób grzech widzi Wszechmocny Bóg, a tym, jak postrzega go świat! Któremu z tych sądów jesteś zdolna zawierzyć?

O moja duszo, któremu z tych sądów zawierzysz - przyjmiesz słowo Boga czy słowo człowieka? Kto ma rację - Stwórca czy stworzenie? Czy grzech jest największym, czy najmniejszym spośród wszelkiego możliwego zła? Mój Panie i Zbawicielu, nie mam żadnych wątpliwości, komu należy zaufać. Boś Ty jest prawdomówny, a każdy człowiek kłamliwy (por. Rz 3,4). Ufność, jaką pokładam w Tobie przedkładam nad wiarę światu. Panie, odciśnij na mym sercu to, jak niesławną skazą jest grzech. Naucz mnie, bym odczuwał przed nim lęk - jak przed zarazą, jak przed pożogą, która niszczy wszystko, jak przed własną śmiercią. Spraw, bym przeciwstawił się grzechowi, bym pod Twym sztandarem ruszył do walki, w której go przemogę.

Ohyda grzechu
Mój Panie, wiem, żeś cały doskonałością i niczego Ci nie trzeba. Wiem ponadto, że przyjąłeś na siebie ludzką naturę i więcej jeszcze - zstąpiłeś na ziemię i cierpiałeś wszelkiego rodzaju zło, i umarłeś. Oto godna niebios historia, która stała się udziałem ziemi, piękna wewnętrznym światłem swej chwały. Przyszedłeś Panie i przecierpiałeś nie byle jakie cierpienia - lecz nieznaną i największą mękę! Godny wszelkiego błogosławieństwa Pan przecierpiał najgorsze i najróżniejsze męki. Oto kamień węgielny, oto prawda Ewangelii: jedyny fundament, ukrzyżowany Jezus Chrystus. Wiem o tym, Panie, wierzę w to i nieustannie mam to przed oczyma.

Czyżby natura miała być tak karykaturalna? Czy Bóg uczynił stworzenie dla kaprysu? Nie, moja duszo, to grzech, to twój grzech, który uniżył Wiekuistego ku ziemi, by cierpiał. Stąd otrzymałem lekcję, jak wielki jest grzech. Śmierć Nieskończonego jest dlań jedyną miarą. Wszystek powoli jątrzący się ucisk i ból, który od chwili wylania krwawych łez w Ogrójcu sprowadził na Niego śmierć, wszystek ten ból był owocem grzechu. Jakiż to rodzaj zła, które znalazło odpłatę w takiej ofierze, które zostało odkupione za taką cenę! Oto dlaczego dobrze pojmuję, jak straszliwą rzeczą jest grzech. Tak, grzech jest straszny; za jego sprawą przyszło na ludzi wszystko zło, gdziekolwiek by byli, jakikolwiek kraniec ziemi zamieszkiwali. Jest tym bardziej straszny, że za jego sprawą Syna Bożego przybito do drzewa hańby.

Mój ukochany Panie i Zbawco, jak mogę umniejszyć to zło, które ma takie konsekwencje?! Odtąd, za sprawą Twej łaski, będę wnikliwiej niż przedtem traktował grzech. Głupcy stroją sobie z niego żarty, lecz ja będę oglądał rzeczy w prawdziwym świetle. Mój cierpiący Panie, to ja uczyniłem Cię takim. Jesteś najpiękniejszy w swej wiekuistej naturze, mój Panie; jesteś najpiękniejszym w Twych cierpieniach! Twe czcigodne przymioty nie są niczym zaćmione, a zyskują wielkość w naszych oczach, gdy wpatrujemy się w Twe uniżenie. A wówczas jesteś dla nas jeszcze piękniejszy. Lecz i w tej sytuacji nie mogę zapomnieć, że to ludzki grzech, mój grzech, uczynił koniecznym Twe uniżenie. "Amor meus crucifixus est - moja Miłość jest ukrzyżowana" [Św. Ignacy z Antiochii] - przez nikogo innego, jak przeze mnie. To ja Cię ukrzyżowałem, to mój grzech Cię ukrzyżował. O mój Panie, co za straszliwa myśl - lecz nie wolno mi oddalić jej od siebie; wszystko, co mogę - to znienawidzić grzech, który sprowadził na Ciebie cierpienie. Tak! - czyż nie to powinienem uczynić? Czy nie powinienem kochać mego Pana tak bardzo, by znienawidzić grzech, który jest Mu największym wrogiem i zerwać z nim wszelkie pakty? Czy nie powinienem raz na zawsze zerwać z grzechem? Przez Twą ogromną miłość do mnie, naucz mnie i uzdolnij do tego, Panie. Daj mi głęboko zakorzenioną, przenikającą do szpiku kości nienawiść grzechu.

W niewoli grzechu
Ty, mój Panie i Boże, Tyś sam potężny. Jedynie Ty jesteś święty! Ty jesteś "Sanctus Deus, Sanctus fortis - Święty Bóg, święty mocny". Ty sam jesteś świętością i mocą wszystkich rzeczy. Żadna natura stworzona nie będzie miała w sobie życia ani trwałości, lecz rozpadnie się i stopnieje, jeśli Ty przy niej nie będziesz, by ją podtrzymać. Mój Boże, Ty jesteś mocą aniołów, Tyś mocą świętych w chwale, Tyś na ziemi mocą świątobliwych. Żaden byt nie ma świętości i mocy, oddalony od Ciebie. Mój Boże, pragnę Cię uwielbiać w Twej świętości i mocy. Z całego serca pragnę zrozumieć i wyznać tę wielką prawdę, żeś nie tylko Wszechmocny, lecz że poza Tobą nie ma żadnej mocy, potęgi i siły.

Mój Boże, jeśli Ty jesteś mocą wszelkich duchów, o ile wspanialej jesteś moją mocą! Zaiste, nie ma nic bardziej prawdziwego ponad to, że nie ma we mnie żadnej siły, poza Twoją! Czuję w głębi serca, że kiedykolwiek zdaję się na siebie samego, źle czynię. Tak jak pewnym jest, że rzucony kamień upadnie na ziemię, tak nie mniej pewnie i bez żadnej nadziei runą w otchłań me serce i duch jeśli odpadną od Ciebie. Musisz podtrzymać mnie Twą prawicą, inaczej nie ustanę. Jakże to dziwne, a przecież prawdziwe, że jestem z natury opieszały, skłonny do przekraczania Twych praw, lekceważenia prawd wiary, zaniedbywania modlitwy, za to chętnie poddaję się miłości świata, nie Twojej; albo ukocham świętość, albo siebie samego. Wychwalam i błogosławię to, czego nie czynię. Moje serce pogrąża się pośród marności, pogrążam się w śmierci, zepsuciu i rozpadzie, z dala od Ciebie, "Deus immortalis" (Boże nieśmiertelny).

Mój Boże, chciałbym zdobyć głębokie zrozumienie tego, jak straszliwą niewolą jest grzech. Jeśli odstąpisz, wiem, że nie ustanę o własnych siłach, jakkolwiek bardzo bym tego chciał - znajdę się w rękach samolubnej woli, pychy, zmysłowości, egoizmu. I one, dzień po dniu, zdobędą nade mną władzę, aż staną się nieodparte. I z czasem stary człowiek we mnie stanie się tak silny, że zostanę zwykłym niewolnikiem. Przyznaję, że czynię źle, ale nic z tym nie robię. Użalam się gorzko nad swoją niewolą, lecz nie chcę zrzucić łańcuchów. Jaką tyranią jest grzech! Jest wielkim ciężarem, który mnie paraliżuje - a jaki będzie kres tego? Przez Twe najcenniejsze zasługi, przez Twą wszechmocną potęgę, błagam Cię, o mój Panie, byś dał mi życie, świętość i siłę! "Deus sanctus" - Boże, daj mi świętość; "Deus fortis" - Boże, daj mi siłę;"Deus immortalis" - Boże, daj mi wytrwałość. "Sanctus Deus, Sanctus fortis, Sanctus immortalis, miserere nobis - Święty Boże, Święty mocny, Święty a nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami".

Każdy grzech ma sobie właściwą karę
Tyś jest wszystkowidzący, wszystkowiedzący Bóg. Twe oczy, o Panie, są wszędzie. Tyś rzeczywistym świadkiem wszystkiego, co gdziekolwiek ma miejsce. Tyś zawsze przy mnie. Tyś obecny i świadom wszystkiego co myślę, mówię, czynię. "Tu Deus qui vidisti me - Ty Boże, któryś mnie ujrzał" (por. Rdz 16, 13). Każdy uczynek lub działanie, jakkolwiek drobny; każde słowo, choćby wymknęło się przypadkowo; każde poruszenie mego serca, niezależnie od tego jak tajemne, krótkotrwałe, zapomniane. Ty widzisz, o Panie, Ty widzisz i zapisujesz. Dzierżysz księgę, zapisujesz w niej każdy dzień mego życia. Zapominam - Ty nigdy. W księdze przechowywana jest historia moich wszystkich minionych lat i będzie tak do chwili mej śmierci - karty się wypełnią i zostaną przewrócone na drugą stronę - i księga dobiegnie końca."Quo ibo a Spiritu Tuo... - Dokąd pójdę od ducha Twego?" (por. Ps 138,7). Cały jestem w Twych rękach, o Panie.

Mój Boże, jak często czynię źle, jak rzadko - słusznie! Jak ponura jest suma moich codziennych uczynków! W Twej księdze zebrane są wszystkie me grzechy, występki, zaniedbania, nie tylko z jednego dnia, lecz ze wszystkich. A każdy grzech, występek, zaniedbanie ma oddzielną, określoną, przypisaną sobie karę. Ich liczba wzrasta, niezauważalnie, lecz stale, każdego dnia. Jak rozrzutnika przytłacza rosnący nieustannie ciężar długów, tak i mnie nic nie zabezpiecza przed nieustannie zwiększającą się liczbą kar, jakie są na mnie nałożone. Zapomniałem o grzechach swej maleńkości, dzieciństwa, wieku dojrzewania, młodości. Wszystkie są zapisane w tej księdze. W niej jest kompletna historia mego całego życia, która pewnego dnia zostanie przede mną położona. Nic nie uległo zagładzie, wszystko będzie zapamiętane. O moja duszo, oto przez co przejdziesz! Jakaż to będzie próba, co ze sobą przyniesie! Nałożona będzie na mnie kara za dziesiątki tysięcy grzechów - by je spłacić, pójdę do czyśćca - na jak długo? Kiedy go opuszczę? Nie wcześniej, nim spłacę swój dług co do grosza. Kiedy to będzie?

O mój ukochany Panie, miej miłosierdzie nade mną! Ufam, że możesz wybaczyć mi moje grzechy - lecz kara pozostaje. Choć mnie kochasz, choć należę do Ciebie - ześlesz mnie do czyśćca. Wtedy jeszcze raz doświadczę swych grzechów, ze względu na karę. Tam będę cierpiał, lecz już tu mam czas na gruntowną skruchę. Tu jest czas na dobre uczynki, poskromienie słabości, na spłacenie długu na każdy z możliwych sposobów. Twoi święci, choć bez grzechu w ludzkich oczach, mają wobec Ciebie olbrzymi dług - spłacają go, doznając na ziemi nieustannych utrapień. Przyznam - nie mam ich zasług, nie doznaję ich cierpień. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy byłbym zdolny do czynów miłości, gdyby miały być odpłatą za moje grzechy. Staję naprzeciw ciemności - pokładam nadzieję w Twym nieskończonym współczuciu. O mój ukochany Panie, który na tak wiele sposobów okazujesz mi swe miłosierdzie, miej dla mnie litość, tu na ziemi! Bądź miłosierny w Twej sprawiedliwości.





V Moc Krzyża
O mój Boże, kto może pojąć, oświecony jakimkolwiek prawem natury, że umiłujesz Krzyż i że Twoim narzędziem będą upokorzenie i cierpienie? Tyś żył przez wieczność w niewymawialnej chwale.

Mój Boże, oto co pojmuję - wszelkie dokonane dzieła i stworzenia, jakimś się otoczył, od zawsze miałeś w swym zamyśle, choć niedokonane. Nie musiałeś okazywać swej Mocy, skoro nie było niczego, wobec czego musiałbyś ją objawiać. I w tym objawia się Twa bezinteresowność: postanowiłeś objawić swoją cudowną i pełną czułości Opatrzność, Twą ufność, Twą niezmierzoną troskę za sprawą i wobec stworzeń, które są Twym dziełem. Lecz kto nie zadziwi się tym, że Twój stwórczy akt będzie w konsekwencji wymagał Twego uniżenia? Wielki Boże, Tyś upokorzył samego siebie, Tyś się uniżył, przyjmując nasze ciało i krew, i zostałeś zawieszony na drzewie krzyża. Sławię i wychwalam Cię tym bardziej, że objawiłeś swą Moc przez swe cierpienia, choć mogłeś dokonać tego dzieła bez ich udziału. Godne jest Twej nieskończoności, że przewyższasz i przekraczasz wszelkie nasze wyobrażenia.

O mój Panie Jezu, wierzę, i za sprawą twej łaski zawsze będę wierzył i twierdził, i wiedział, że jest prawdą i będzie nią po kres świata to, iż nic wspaniałego nie może się dokonać bez cierpienia, bez uniżenia, i że wszystko jest możliwe za taką przyczyną. Wierzę, o mój Boże, że ubóstwo jest lepsze od bogactw, ból lepszy od przyjemności, uniżenie i wzgarda lepsze niż rozgłos, pohańbienie i odrzucenie niż cześć i honory. Mój Panie, nie proszę, byś poddał mnie tym próbom, bo nie wiem, czy mógłbym im sprostać; lecz - ostatecznie - o Panie, czy będzie mi się powodzić, czy też spotkam się z przeciwnościami, zawsze będę wierzył, że jest tak, jak tutaj wyznałem. Nigdy nie będę pokładał ufności w bogactwach, zaszczytach, potędze, w chwale osiąganej w ludzkich oczach. Nigdy nie oddam mego serca ziemskim sukcesom i korzyściom. Nigdy nie będę pragnął tego, co ludzie nazywają "życiowym sukcesem". Zawsze będę, z Twoją łaską, czynił więcej dla tych, którzy żyją w pogardzie lub zapomnieniu, odnosił się z szacunkiem i czcią wobec ubogich i cierpiących, sławił i wychwalał Twych świętych i wyznawców, i wbrew światu będę pośród nich.

I wreszcie, mój ukochany Panie, choć jestem tak słaby, że nie potrafię prosić Cię o cierpienia jako o dar i nie mam siły, by tak czynić, błagam Cię, bym godnie zachował się wobec cierpień, gdy w Twej miłości i mądrości doświadczysz mnie nimi. Pozwól mi, bym za sprawą Twych cierpień był pouczony, jak dźwigać to, co nadejdzie: ból, oskarżenia, rozczarowanie, zniesławienie, strach, niepewność, jakimi możesz mnie dotknąć. I przyrzekam także, z Twoją łaską, że nigdy nie będę się wywyższał, nigdy nie będę szukał sławy, nigdy nie będę zabiegał o wspaniałości tego świata, nigdy nie postawię siebie ponad innych. Chcę potulnie znosić zniewagi, zło zamieniać w dobro. Chcę się uniżyć we wszystkich rzeczach i milczeć w poniewierce, chcę być cierpliwy gdy przedłuża się smutek lub ból, a wszystko to dla Twojej miłości, dla miłości Twego Krzyża, bo wiem, że w ten sposób zyskam to, co obiecane w tym i w przyszłym życiu.

[John Henry kard. Newman, "O krok bliżej..." (medytacje), Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu, Sandomierz 2008, str. 127-143.]

Birmingham (Oratorium przy Hagley Road - skrzyżowanie z Plough and Harrow Road - współrzędne GPS: 52°28'20.39''N x 1°55'44.39''W). Prywatna kaplica bł. kard. Johna H. Newmana (w centrum ołtarza obraz św. Franciszka Salezego)  [Foto: Flickr/jdbradley, 13-03-2010]   - powiększenie zdjęcia.


Birmingham (Oratorium przy Hagley Road). Mszał bł. kard. Johna H. Newmana  [Foto: Flickr/jdbrafley, 13-03-2010]






Birmingham-Rednal (ulica St John's Wood - współrzędne GPS: 52°23'06.04''N x 2°00'18.56''W), mały cmentarz katolicki przy Domu Oratorium - grób bł. kard. Johna H. Newmana  [Foto: Flickr/jdbradley, 13-03-2010]






Polecam:

"Błogosławiony John Henry Newman, kardynał"  (homilia beatyfikacyjna Benedykta XVI) - 19-09-2010