sobota, 14 sierpnia 2010

Autorytaryzm i totalitaryzm


 "W konflikcie między władzą a ludem, rację ma zawsze lud"
[--Jan Paweł II]


Dekalog Polaka
Jam jest Polska, Ojczyzna twoja, z której wzrosłeś, Wszystko czym jest, po Bogu mnie zawdzięczasz.
I  Nie będziesz miał ukochania ziemskiego nade mnie.
II Nie będziesz wzywał imienia Polski dla własnej chwały, kariery albo nagrody.
III Pamiętaj, abyś Polsce oddał bez wahania majątek, szczęście osobiste i życie.
IV  Czcij Polskę, ojczyznę Twoją, jak i matkę rodzoną.
V  Z wrogami Polski walcz wytrwale do ostatniego tchu, do ostatniej kropli krwi w żyłach Twoich.
VI  Walcz z własnym wygodnictwem i tchórzostwem. Pamiętaj, że tchórz nie może być Polakiem.
VII  Bądź bez litości dla zdrajców imienia polskiego.
VIII Zawsze i wszędzie śmiało stwierdzaj, że jesteś Polakiem.
IX  Nie dopuść, aby wątpiono w Polskę.
X  Nie pozwól, aby ubliżano Polsce, poniżając jej wielkość i jej zasługi, jej dorobek i majestat.
Będziesz miłował Polskę pierwszą po Bogu miłością.
Będziesz ją miłował więcej niż siebie samego.
[-- Zofia Kossak-Szczucka, Warszawa 1940]
 



"Głos ludu jest głosem Boga" ("Vox populi - vox Dei")


"Boże motory" niewielki utwór Zofii Kossak nie zyskał aprobaty cenzury. Zaskakujący jest niewątpliwie fakt, opowieść o św. Stanisławie ze Szczepanowa wzbudziła kontrowersje. Jak się okazuje, istnieje inna wersja tego samego utworu. Nosi ona dużo lepszy tytuł: "Vox populi - vox Dei". Zacytujmy jeden z akapitów, nieco zmieniony w przeznaczonej ostatecznie do druku wersji opowieści o kulcie Stanisława ze Szczepanowa, który zginął z rąk władcy.

"Bez mała 900 lat temu popełniona została świętokradcza zbrodnia..." - tak zaczyna się utwór, a fragment wspomnianego akapitu brzmi: "Vox populi - vox Dei. (...) Głos ludu jest głosem Boga. Bóg wiedzie dialog z Niemową. Gdy jedno woła - drugie odpowiada czynami". Akapit został zmieniony i to w sposób znaczący. Jakby spodziewając się uwag cenzury, pisarka zrezygnowała ze zdania na temat głosu ludu. Zastąpiła je ostrożnym "Głos ludu zwano dawniej głosem Boga". Nie wiedziała, że autocenzura nie pomoże. Nie pomogło też inne zakończenie. Planowany tom opowiadań "Ognisty wóz" wprawdzie ujrzał światło dzienne, ale podobno "Boże motory" już się nie zmieściły. Wiemy o tym z relacji Ireny Sawickiej, która zapamiętała, że decyzja wydawnictwa zrobiła na pisarce spore wrażenie.

Zastanawiający jest fakt, że w komunistycznej Polsce wznawiano na przykład"Szaleńców Bożych" - cały zbiór utworów o świętych. Dlaczego więc inny los spotkał opowieść o św. Stanisławie ze Szczepanowa? Można przypuszczać, że temat nie spodobał się urzędnikom. Utwór mówi o władcy skłóconym z kościelnym hierarchą, który w dodatku odnosi moralne zwycięstwo. Zamordowany, żyje w pamięci ludu. Dlatego zapewne niewielki utwór "nie zmieścił się" w nowej książce Zofii Kossak. Ale na tym nie koniec. Już po śmierci pisarki pracownicy PAX-u, porządkując zapewne swoje archiwum, odesłali niepotrzebne już rękopisy jej mężowi. W ten sposób do góreckiego domu ogrodnika dotarła szara, zwykła (zachowana do dziś) teczka z napisem: "Niecenzuralne. Odesłać Pani Kossak." W teczce był, oczywiście, rękopis utworu o św. Stanisławie. Nieustępliwa i energiczna sekretarka Irena Sawicka przez całe lata dbała o zabezpieczenie pamiątek związanych z pisarką. To ona właśnie, dowiedziawszy się o obchodzonym uroczyście Roku Świętego Stanisława (1978), postanowiła wysłać "niecenzuralne" opowiadanie razem z opisem jego losów ówczesnemu metropolicie krakowskiemu - kardynałowi Karolowi Wojtyle. Kardynał przesyłkę otrzymał, a do Górek Wielkich nadszedł niebawem jego list. Pisał w nim:"Będziemy chyba zgodni z intencją świetlanej postaci Pani Zofii Kossak, jeśli udostępnimy wspomniane opowiadanie w formie maszynopisu szerszej publiczności". Rozpropagować utworu metropolita krakowski już nie zdążył. List nosi bowiem datę 12 września 1978 roku. Niespełna miesiąc później Karol Wojtyła został papieżem. Na obchody 900-lecia śmierci nielubianego przez władze biskupa Stanisława jednak przyjechał, mimo desperackich prób jej przesunięcia. Zamiast w maju, kiedy obchodzone były uroczystości, Papież przyjechał w czerwcu, ale to i tak nic nie zmieniło. Władze miały się niebawem przekonać, że jednak mimo wszystko "vox populi - vox Dei".


Po lewej: okładka książki o św. Stanisławie, biskupie i męczenniku, którą można było wydać dopiero 40 lat po śmierci pisarki: ►www.edycja.pl/
Po prawej: okładka książki Joanny Jorgała-Jureczka, "Dzieło jej życia. Opowieść o Zofii Kossak" ►www.fnp.pl/


Okazuje się, że nadal, mimo upływu lat, wątpliwości budzą okoliczności współpracy Zofii Kossak ze Stowarzyszeniem "PAX". Niektórzy uważają, że należała do stowarzyszenia i popierała jego politykę, inni - że wręcz przeciwnie. Najbliższy prawdy był zapewne kardynał Stefan Wyszyński, który zanotował w dniu śmierci pisarki: "Była rzetelną katoliczką. Jeśli drukowała swoje książki w PAX-ie, to dlatego, że nie było innych możliwości". Kardynał Stefan Wyszyński nie mylił się zapewne dlatego, ponieważ doskonale znał intencje i powody, dla których znana pisarka podejmowała takie, a nie inne decyzje. Wiele razy autorka "Krzyżowców" bezskutecznie podejmowała kolejne próby doprowadzenia do zgody polskich środowisk katolickich."Dążę do złagodzenia stosunku względem Prymasa i otrzeźwienia obu stron. Szanse powodzenia prawie żadne" - napisała w swoim dzienniku. W nim również szczerze przedstawiła swój punkt widzenia, dlatego ten dokument - dotąd nigdzie nie wykorzystywany, przedstawia dużą wartość. Potwierdza on kilkakrotnie powtarzaną przez Zofię Kossak opinię na temat sytuacji politycznej. Okazuje się, że nadal miała wielki żal i pretensje do Zachodu, że nie dopuszcza możliwości długofalowej - jak się wyraziła - współpracy Kościoła z socjalistycznym państwem. "W wyniku tej postawy Rosja może uciec się do posunięć, których naród polski nie będzie mógł akceptować". Uważała, że jej ojczyzna zapłaci wielką cenę za "zachwianie przyjaźni politycznej z Rosją". Rozczarowana tym, co zastała w Polsce, zaznaczyła, że mimo wszystko "grupy katolickie nie mogą się nienawidzić", a swoje rozważania zakończyła następującą istotną uwagą dotyczącą PAX-u: "Z mojej strony wdzięczność za wydania i osobiste przyjaźnie".

Trudno dokładnie odtworzyć wszystkie okoliczności współpracy Zofii Kossak ze Stowarzyszeniem "PAX". Na pewno jednak zdarzyło się kilka nieprzyjemnych incydentów. Należało do nich wydarzenie bardzo dokładnie udokumentowane i opisane przez Zofię Kossak w listach do rodziny i przyjaciół.

W 1962 roku redakcja "Słowa Powszechnego" pozwoliła sobie na komentarz, że nieobecni na wieczorze dyskusyjnym zorganizowanym z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej Zofia Kossak i Władysław Borth z Chorzowa "przesłali życzenia najlepszych obrad i swoje zobowiązania do dalszej w pełni oddanej pracy dla słusznej polityki wytyczonej przez PZPR. Zofia Kossak była oburzona. Pisała o "setnych, dużych przykrościach z Paxem" i o "bezprzykładnym świństwie". W liście do Anny Sadowskiej relacjonowała "głupota czy służalstwo oddziału katowickiego, nieuwaga redakcji "Słowa", spowodowały wydrukowanie tego - ośmielam się powiedzieć oszczerstwa. Mało nas oboje szlag nie trafił" - dodawała, opisując dalsze wydarzenia. Napisała "druzgocące sprostowanie, żądając, by je natychmiast podano". Współpraca z PAX-em wisiała na włosku, bo pisarka postawiła ultimatum - albo zostanie zamieszczone sprostowanie, albo współpracy dalszej już nie będzie. PAX tymczasem "bronił się przed niesławą" i wysuwał swoje sformułowania, a pomiędzy Górkami i Warszawą krążyły depesze."Życzliwi błagali, bym zrezygnowała ze względu na siebie samą - relacjonowała Zofia Kossak. - Nie ustąpiliśmy, trudno. Wiadomo, że honor kosztuje, ale skoro się już go ma, trzeba płacić".

W końcu "Słowo Powszechne" wynegocjowało swoisty kompromis - nie zamieszczono protestu pisarki, ale informację redakcji, która jakoby sama spostrzegła swoje uchybienie i błąd w zamieszczonym 17 czerwca sprawozdaniu z zebrania."Stwierdzamy niniejszym z ubolewaniem, że (...) notatka nie odpowiada rzeczywistości" - informowano obłudnie. Przedrukowano notatkę zakończoną poparciem pisarki dla słusznej polityki partii, a potem prawdziwą treść jej listu, w którym informowała, że w zebraniu nie będzie uczestniczyć. Na koniec przeproszono gorąco za zniekształcenie i tak późne sprostowanie."Bóg z nimi - skomentowała tekst Zofia Kossak - ważne dla mnie jest stwierdzenia, że ja żadnego "zobowiązania" (!!!) nie składałam".

"Incydent z Paxem zakończony - pisała 28 czerwca 1962 roku do Marii Kossak. - Stosunki wróciły do poprzedniego stanu". Czytelnicy poznali przynajmniej część prawdy. Czy wiedzieli, co kryło się za kulisami krótkich notatek prasowych - nie wiadomo. Jedno wiadomo już dziś na pewno - władza tego gestu pisarce nie zapomniała. Zofia nie wiedziała zapewne, że jest uważnie obserwowana, a "incydent" został pracowicie odnotowany przez autora jej "charakterystyki" pisanej na użytek II Wydziału IV Departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie.

W różnych okolicznościach sprawdzały się słowa tych, którzy ostrzegali Zofię Kossak przed powrotem, uprzedzając, że będzie musiała dokonywać trudnych, a nawet i niebezpiecznych wyborów. Mieli rację, a Zofia widziała, że wchodząc w konflikt z PAX-em, postępuje, jak to określiła, "niepraktycznie". Tego rodzaju postępowanie utwierdza nas tylko w przekonaniu, że w każdych okolicznościach nie robiła niczego wbrew sobie i swoim poglądom. Z zapałem broniła tych wartości, które jej zdaniem są słuszne.

14 marca 1964 roku w kancelarii Rady Państwa został złożony list adresowany do premiera Cyrankiewicza. Był to protest wybitnych pisarzy i naukowców przeciwko ograniczeniu przydziału papieru na druk książek i czasopism, a także przeciwko cenzurze, tzw. list 34 podpisała m.in. Z. Kossak. Jan Dobraczyński dowiedział się, że niepokornych literatów czekają nieprzyjemne konsekwencje, zwłaszcza że list został opublikowany za granicą i sporo mówiono na temat buntu polskiej inteligencji. Dobraczyński więc pisał do Górek Wielkich, podsuwając Zofii Kossak linię obrony. Proponował winą za wszystko obarczyć Antoniego Słonimskiego, inicjatora całego przedsięwzięcia, którego zresztą prywatnie nie lubił, i w ten sposób wyjaśnić nieporozumienie, którym było niefortunne podpisanie listu. Winien jest Słonimski, prezes Związku Literatów Polskich. Taki był mniej więcej wydźwięk listu przerażonego postępowaniem Zofii zaprzyjaźnionego pisarza, śledzącego w samym centrum gwałtowny przebieg zdarzeń i poinformowanego o jego zagranicznym rezonansie. Jan Dobraczyński dodawał: "z dobrze poinformowanych źródeł mogę donieść, że wobec Niej, Parandowskiego i Kowalskiej żadnych represji nie będzie. Zostało uznane, że intryga, którą ułożył Słonimski była podstępem". Teraz wystarczyłoby tylko przytaknąć: tak, padłam ofiarą podstępu. Na taką odpowiedź zapewne czekano w Warszawie. tymczasem Zofia Kossak, odpowiadając na list z 8 kwietnia 1964 roku, napisała:"Muszę (...) bronić Słonimskiego, bo przecież nie stosował żadnego podstępu w stosunku do podpisujących. Dał do przeczytania wiadomy list, mogłam podpisać, mogłam nie podpisać. Nikt mnie nie namawiał, ani nie stosował nacisku. Uznałam treść za najsłuszniejszą (jak to sam określasz). Podpisałam. W tym nie było niczyjej perfidii".

Analizując dokumenty związane z życiem i twórczością Zofii Kossak, zauważyć można wyraźną ewolucję jej poglądów. Zniechęcona była tym, co widziała i słyszała w Polsce końca lat pięćdziesiątych i początku lat sześćdziesiątych. Dokumenty przechowywane w Instytucie Pamięci Narodowej świadczą o tym, że zmiana ta została zauważona. W jednym z donosów relacjonowana jest rozmowa katowickiego biskupa Herberta Bednorza z pisarką, o której opowiadał on komuś ze swojego otoczenia. W donosie czytamy, że biskup Herbert Bednorz bardzo pozytywnie wyrażał się o niej i o, jak powiedział, "radykalnej zmianie jej postawy i kierunku działania. Wychwalał ją za złożony podpis pod memoriałem przesłanym do rządu PRL przez 34 dziennikarzy". Właśnie ten podpis miał skłonić biskupa do złożenia jej wizyty, aby pogratulować "za odwagę i bojowość" [z doniesienia z 3-08-1964]. Biskup Bednorz nie wiedział jeszcze wówczas, że pisarka zdolna jest do dużo bardziej "bojowego" i radykalnego posunięcia.

"Odwaga i bojowość" Zofii Kossak wobec komunistycznych władz, którą chwalił ówczesny biskup katowicki, w całej pełni miała ujawnić się w czerwcu 1966 roku. Wówczas to "Obywatelka Zofia Kossak-Szczucka przebywająca w Górkach Wielkich" otrzymała z Warszawy list podpisany przez sekretarza Komitetu Nagród Państwowych, prof. dr. Witolda Nowackiego. Profesor uprzejmie zawiadamiał, że z okazji Święta Odrodzenia Polski 22 lipca przyznano jej indywidualną Nagrodę Państwową I stopnia "za wybitne osiągnięcia w dziedzinie powieści historycznej".

List wysłany z Górek 18 czerwca, tuż po otrzymaniu zawiadomienia, zawierał słowa wdzięczności za "zaszczytne wyróżnienie". Coś ważnego musiało wydarzyć się jednak pomiędzy 18 a 24 czerwca, skoro w tym czasie Zofia Kossak zmieniła zdanie i zdecydowała się napisać:"zetknęłam się osobiście, bezpośrednio z faktami, które rozwiały żywione przeze mnie poprzednio przekonanie, że konflikt pomiędzy Kościołem a Państwem wygasa. Udowodniły one, że jest wręcz przeciwnie".

Spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, o czym dowiedziała się pisarka. Zofia Kossak stwierdziła jednoznacznie: "Nie mogę przyjąć nagrody od Władz Państwowych, wprawdzie własnych i prawowitych, lecz odnoszących się wrogo do spraw dla mnie świętych". Nie pozostawiła cienia wątpliwości, napisała wyraźnie, że chodzi o obchody milenijne, które zakłóciły "wypadki znieważania kultu Matki Bożej raniąc boleśnie serca wierzących Polaków". Dodała, że ona także czuje się zraniona, więc uświadomiła sobie, że wręczanie jej nagrody przez te same władze, które równocześnie lekceważą uczucia religijne Polaków i nagradzają pisarkę uważaną za katolicką, jest omyłką i nieporozumieniem. Jakby przeczuwając próbę perswazji, zaznaczyła, że sprawę uważa za definitywnie zamkniętą.

Odmowa przyjęcia Nagrody Państwowej zdumiała szacowny Komitet. Zaskoczony prof. Jerzy Groszkowski pisał o prawdziwym zdumieniu i próbował wyjaśnić, jak dalece myli się niedoszła laureatka nagrody, tak niesprawiedliwie osądzając "Władze Państwowe Polski Ludowej, działające zgodnie z Konstytucją PRL", które to władze usilnie dbają o zapewnienie swobody wyznań i kultu religijnego.

Zofia Kossak nie podjęła polemiki. Napisała krótko w liście z 25 lipca, że faktów, z którymi się zetknęła, opisywać nie będzie, bo Profesor zna je doskonale.

Jak się okazało, listy te nie zakończyły, ale raczej rozpoczęły "sprawę Nagrody Państwowej". Najwyraźniej Zofia Kossak kopię listu przekazała biskupowi Herbertowi Bednorzowi. Z jego listu z 7 września wynika, że podczas zebrania Episkopatu przez samego Prymasa Wyszyńskiego zostało odczytane pismo Zofii Kossak, a potem zebrani biskupi oklaskami nagrodzili jej odwagę. "Oby taką postawę wykazali również inni katolicy, których kusi się nagrodami czy orderami" - dodał katowicki biskup Herbert Bednorz, który przy okazji prosił o wyrażenie zgody na"dokonanie maszynowego odpisu listu i doręczenie go wszystkim Kuriom Biskupim w Polsce, które ze swej strony zawiadomią o tym kapłanów".

Pisarka i jej mąż (który, jak oboje zapewniali, współuczestniczył w podejmowaniu decyzji) byli wdzięczni za zaszczytne wyróżnienie, zapewnili jednak, że odmowa wynikała z poczucia obowiązku pisarza katolickiego i nie widzą w tym jakiejś szczególnej zasługi. Obawiali się ponadto, że rozpowszechnienie listu może sprawiać wrażenie autoreklamy. Zaznaczyli, że Prymas może listem Zofii Kossak dowolnie dysponować, prosili tylko, aby "manuskrypt nie dostał się na fale Wolnej Europy".Zaczęto zatem sporządzać kopie, przekazywać je z rąk do rąk i umieszczać w gablotach parafialnych.

W ten sposób list do Komitetu Nagród Państwowych, którego treść władze chciałyby zapewne przemilczeć, zaczął żyć swoim życiem. Do góreckiego domku ogrodnika zaczęto wysyłać listy świadczące o tym, że naród już wie o odważnym i budzącym szacunek kroku pisarki. Szacunek taki wyraził prawdopodobnie w liście także sam prymas Stefan Wyszyński, ale list dziwnym trafem zniknął ze zbiorów góreckiego muzeum, pozostała tylko adnotacja o nim w spisie korespondencji.

"Czcigodna Pani - z przejęciem pisał jeden z czytelników [Antoni Hała]. - Listem tym przemówiła Pani jakby ustami całego narodu polskiego, którego jest Pani Chlubą, Zaszczytem i najgodniejszym jego Przedstawicielem wobec Europy i świata całego w czarnych dniach zakłamania". Jeden z księży pisał z Zabrza: "Pani wzbudziła w nas głębokie zrozumienie i szacunek dla Jej decyzji i motywów, jakimi się Pani kierowała"[ks. Tadeusz Jaskółka, 11-04-1967]. Stanisław Bukowski wyrażał "największe uznanie za czyn, którego i Królowa nasza i cały naród na pewno nie zapomni". Do listów czytelników dołączyły i pełne szacunku, ale także zrozumiałego niepokoju listy rodziny i przyjaciół. Jadwiga Czarnecka na przykład w następujących słowach skomentowała decyzję pisarki: "tak mało obecnie ludzi, którzy by naprawdę żyli swoimi przekonaniami", a z Paryża nadeszły zapewnienia:"Jesteśmy pod wrażeniem nieprzyjęcia państwowej nagrody przez Ciocię. Ja dowiedziałam się z prasy, z "Wiadomości" londyńskich (...). Teraz to tylko wypada się modlić za Ciocię... na wszystkich bogów nieśmiertelnych, cóż za moc bije z tych Górek!".

Władze były bardzo zaniepokojone faktem odmowy przyjęcia Nagrody Państwowej przez Zofię Kossak. Na biurku towarzysza Zdzisława Grudnia znalazło się wysłane 26 października pismo opatrzone klauzurą "tajne", w którym przesyłano odpis listu Zofii Kossak-Szatkowskiej do Komitetu Nagród Państwowych. Razem z owym pismem przesłano dane z terenu. Wiedziano już o tym, że odpisy tego, jakże niesprzyjającego władzom pisma, "kolportowane są wśród kleru", w dodatku jeden z nich paulini ośmielili się umieścić w gablotce na Jasnej Górze. Co gorsza, "niektórzy księża oraz bp Kurpas w kazaniach nawiązują do tej sprawy stawiając tę pisarkę za wzór cnót katolickich". Sprawą zainteresował się najwyraźniej sam zastępca komendanta wojewódzkiego MO do spraw bezpieczeństwa, widocznie pisarka w swojej góreckiej samotni stanowiła mimo wszystko spore zagrożenie.

Świadczą o tym i kolejne pisma wymieniane na najwyższym szczeblu. W lipcu 1967 roku, a więc nieco ponad rok po pamiętnej odmowie przyjęcia nagrody, Naczelnik IV Wydziału Komendy Wojewódzkiej MO otrzymał pismo z samej Warszawy z MSW. Poinformowano go, że Zofia Kossak-Szczucka znalazła się na liście kandydatów, wytypowanych przez Episkopat do udziału w III Światowym Kongresie Apostolstwa Świeckich. Kongres miał się odbyć za granicą, więc domagano się, aby przysłać w trybie pilnym charakterystyki tych osób "z uwzględnieniem ich zachowania się w ostatnim okresie". Sprawę rozeznano bardzo szybko i już trzy dni później do Naczelnika II Wydziału IV Departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie wysłano jednoznaczną odpowiedź, która została, jak zapewniano, uzgodniona z "czynnikami politycznymi". Zofia Kossak w żadnym wypadku nie powinna wyjechać z kraju. Dość obszerna charakterystyka, którą dołączono do pisma, była "tajna" i zawierała życiorys Zofii Kossak. Zanotowano w nim "poważne" zarzuty wobec pisarki. Wypominano jej i "podpis pod memoriałem 34 pisarzy", i odmowę przyjęcia Nagrody Państwowej I stopnia (przy tej okazji znów zacytowano fragmenty jej listu i przypomniano, jak do niego odniósł się "kler"), i - wreszcie - kontakty z biskupami katowickimi. Konkluzja brzmiała: "Powyższe fakty dobitnie określają jej postawę wobec Władzy Ludowej w Polsce. Jej wyjazd na Światowy Kongres Apostolstwa Świeckich w Rzymie uważamy za niewskazany, gdyż przyczyniłaby się do fałszywego naświetlenia istniejących stosunków kościelno-państwowych w Polsce". Tak więc, mimo, że w kilku listach Zofii Kossak znajdują się wzmianki o planowanych wyjazdach za granicę, stała się z czasem swoistym "więźniem" kraju, do którego tak chciała wrócić z przymusowej emigracji.

[-- z referatu "Rozczarowania i trudne decyzje. Góreckie lata Zofii Kossak (1957-1968)", dr Joanny Jurgała-Jureczka, Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków, 19 XI 2007]




Muzeum Zofii Kossak w Górkach WielkichWspółrzędne GPS: 49°46'54.25''N x 18°49'40.64''E


Górki Wielkie. Ruiny dworu Kossaków, spalonego 9 maja 1945 r. [foto: Flickr/murart, 2008]


Górki Wielkie. Kapliczka z Chrystusem Frasobliwym w parku dworskim niedaleko Muzeum Zofii Kossak [foto: Flickr/Tadeusz z Falenicy, 2008]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz