czwartek, 19 sierpnia 2010

Czipowania czas rozpoczęty (elektroniczny dowód tożsamości)

 



Sejm 23 lipca 2010 r. przyjął jednogłośnie ustawę o nowych dowodach osobistych. Ustawa wchodzi w życie z dniem 1 lipca 2011 r., podpisana przez marszałka Grzegorza Schetynę, z naniesionymi poprawkami senatu 9 sierpnia br. została skierowana do podpisania przez Prezydenta RP.
Nowe dokumenty mają być wydawane od 1 lipca przyszłego roku. Przewidywany okres ważności dokumentu dla dzieci do lat 5 wynosi 5 lat, natomiast dla osób powyżej 5 roku życia lat 10.
Nowy dokument będzie zawierał element elektroniczny, tzw. mikroczip (mikroprocesor). Początkowo będą w nim zapisane cyfrowo jedynie podstawowe dane: zdjęcie, nazwisko i imię, obywatelstwo, imiona rodziców, data i miejsce urodzenia, nr PESEL, numer i seria dowodu osobistego. W przyszłości będzie można uzupełnić mikroczip danymi biometrycznymi.
Oprócz tego mikroczip w nowym dokumencie ma zawierać:
- dane służące do składania informacji uwierzytelniającej opatrzonej certyfikatem dowodu osobistego,
- dane służące do składania podpisu osobistego opatrzonego certyfikatem podpisu osobistego,
- dane służące do dokonania ograniczonej identyfikacji opatrzone certyfikatem ograniczonej identyfikacji,
- przestrzeń umożliwiającą zamieszczenie danych służących do składania bezpiecznego podpisu elektronicznego weryfikowanego przy pomocy kwalifikowanego certyfikatu na podstawie ustawy z dnia 18 września 2001 r. o podpisie elektronicznym.
Koszta projektu. Wprawdzie MSWiA podaje, że dowód będziemy odbierać bezpłatnie, ale w innym miejscu można przeczytać, że kwota przyznanego dofinansowania na realizację projektu ze środków 7. osi priorytetowej Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka wynosi 370 mln zł (85% wydatków kwalifikowanych to środki pochodzące z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, 15% stanowi współfinansowanie krajowe). Czyli ZABRAKNIE W REGIONACH w sumie kilkaset milionów zł! Ładne mi za darmo!
Polska wydaje się być pionierskim krajem, chyba nawet na świecie. Nigdzie dotąd nie przeprowadzono aż w takiej skali jednolitego systemu elektronicznej ewidencji ludności połączonej z elektroniczną identyfikacją osoby. Dla porównania (informacje ze strony Centrum Projektów Informatycznych MSWiA):
Austria - od początku 2003 roku wdrażane jest rozwiązanie nazywane Bürgerkarte / Citizen Card. Karta ta nie jest dowodem osobistym, ponieważ w Austrii dowód osobisty jest nieobowiązkowy i mało popularny.
Belgia - rozpoczęła wdrażanie karty eID w 2003 r. Z końcem 2009 roku wszyscy obywatele powinni posiadać nowe dowody osobiste. Ważność karty eID wynosi 5 lat.
Estonia - pierwsze karty eID zostały wydane obywatelom Estonii na początku 2002 roku. Estonia ma jeden z najbardziej rozwiniętych systemów eID, w którym nośnikiem potwierdzenia tożsamości jest dowód osobisty z mikroprocesorem.
Finlandia - karta eID jest wydawana od 1999 r., jednak stopień jej używania w celu uwierzytelniania jest niewielki. Posiadanie tego dokumentu nie jest obowiązkowe.
Hiszpania – pierwsza eID karta została wydana obywatelom Hiszpanii w 2006 roku. Kartę eID posiada obecnie już ponad 9 milionów obywateli Hiszpanii. Przepisy, umożliwiające zastosowanie podpisu elektronicznego, otwierają nowe możliwości dla biznesu i administracji publicznej, prowadzą do większej innowacyjności oraz poprawy konkurencyjności hiszpańskiej gospodarki.
Portugalia - karta eID jest wydawana od 2007 r. Ma zastąpić cztery karty identyfikacyjne stosowane w Portugalii: dowód tożsamości, kartę podatnika, kartę ubezpieczenia społecznego i kartę ubezpieczenia zdrowotnego.
Proszę zwrócić uwagę, że nie ma żadnych informacji o największych krajach Unii Europejskiej: Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii. Dodajmy do tego milczenie mass-mediów. Kolejny wstydliwy temat rządzących Polską? Co takiego ukrywają i w jakim celu?
Elektroniczny dowód osobisty wydaje się być dokumentem przejściowym, najwyżej na kilka lat. Następnym krokiem będzie implant pod skórę.

Moje wcześniejsze artykuły o elektronicznym dowodzie osobistym:

Polecam też bardziej szczegółowe publikacje:
Aleksander Ścios [w kontekście politycznym]
rk3745 [liczne artykuły w kontekście informatycznym i administracyjnym]
Raport Instytutu Sobieskiego Nr 26/2007 [R. Kępczyński, K. Komorowski, P. Kociński, T. Chełkowski, "Czy PESEL2 jest potrzebny?"] .pdf

16-08-2010 w Salonie 24 na grupie komentatorów Igor Janke przeprowadził "badania" pt. "Czy chcemy być podglądani przez Google'a?"  [polecam bardzo interesującą dyskusję] 

Temat zagrożeń niekontrolowaną inwigilacją przewija się niemal we wszystkich publikacjach, do których podałem linki.




D  O  D  A  T  E  K  :

Wywiad z dr. Gavinem Smithem z uniwersytetu londyńskiego [Dziennik, 21-04-2009]:

„Współcześnie inwigilacja poszła za daleko. Wszyscy zbierają dane o wszystkich” – mówi Gavin Smith, wykładowca z Londynu, kierownik pierwszych na świecie studiów nad inwigilacją. „Myślę, że następnym krokiem, który nastąpi w ciągu kilku lat, będzie powszechne wszczepianie ludziom czipów pod skórę” – przepowiada.


P: Otwiera pan na uniwersytecie londyńskim nietypowy kierunek studiów – naukę nad inwigilacją. Czy kontrolowanie ludzi zaszło już tak daleko, że można się o tym zacząć uczyć?

GAVIN SMITH (GS): Na przestrzeni kilku ostatnich lat inwigilacja stała się jednym z kluczy do zrozumienia współczesności. To bardzo szerokie pojęcie, które sięga głęboko w każdą sferę ludzkiego życia. Właśnie dlatego inwigilacja powinna być przedmiotem badań akademickich. Powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, z czego wynika i znaleźć odpowiedź, do czego może ona doprowadzić.

Współczesna inwigilacja to nie tylko kamery przemysłowe i kontrola e-maili, ale też zbieranie materiału DNA, zdjęcia fotograficzne, Facebook, skanowanie oka na lotniskach. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele różnych podmiotów jest w inwigilację zaangażowanych. Media, agencje rządowe, organizacje polityczne, wielkie korporacje, a także zwykli obywatele – wszyscy nawzajem sami siebie podglądają i kontrolują.


P: Czy inwigilacja nie powinna służyć naszemu bezpieczeństwu?

GS: To rzeczywiście ważny powód, ale nie jedyny. Inwigilacja służy utrzymywaniu władzy i utrzymaniu sprawnej organizacji państwa. Co ciekawe: inwigilacja jest silnie powiązana z demokracją. Inwigilacja i zbieranie danych o obywatelach pomaga rządzącym lepiej zorientować się w potrzebach obywateli. Dzięki temu łatwiej rządowi wybrać odpowiedni program ochrony zdrowia czy ustaw socjalnych. Tak było zresztą od dawna.


P: Ale czy ostatnio nie poszło to za daleko?

GS: Współczesna inwigilacja poszła za daleko. Co do tego nie mam złudzeń. Wszyscy zbierają dane o wszystkich. Różnorakie informacje o nas samych są wymieniane przez szereg korporacji. Na podstawie tych informacji pracownicy tych firm decydują o tym, czy dostaniemy kredyt, czy znajdziemy zatrudnienie, a nie tylko czy stanowimy potencjalne ryzyko terrorystyczne. To, co kiedyś uważaliśmy za nie do pomyślenia – czytanie naszych listów przez władze, skanowanie oczu przy wejściu do sklepów itd. – dziś staje się normą i wszyscy się na to godzą.

Myślę, że następnym krokiem, który nastąpi w ciągu kilku lat, będzie powszechne wszczepianie ludziom czipów pod skórę, na których będą zgromadzone wszystkie dotyczące nas informacje: te o przebytych chorobach czy konfliktach z prawem. Co więcej, władza, dzięki komunikacji czipów z satelitami, będzie także doskonale wiedziała, gdzie jest dany obywatel i co robi.


P: Brzmi jak obraz z powieści Orwella.

GS: Gorzej. Myślę, że już dawno przebiliśmy wyobrażenia Orwella. Jego przewidywania dotyczyły inwigilacji tylko i wyłącznie przez państwo, podczas gdy w obecnym świecie państwo straciło na to monopol. Teraz wszelkie firmy i agencje prywatne zbierają i wymieniają się danymi obywateli równie dobrze jak agencje rządowe.

Oglądał pan pewnie film „Raport mniejszości” Spielberga. Tam władze próbują przewidywać przestępstwa obywateli i zatrzymywać ich przed zbrodnią. I do tego aspirują realne organizacje zbierające dane – do przewidywania decyzji i zachowania obywateli.

Jeśli im się uda, to głos obywateli nie będzie miał większego znaczenia, bo zamiast opinii ludzi, władza będzie korzystać z gotowych prognoz przygotowanych na podstawie zebranych wcześniej informacji. Ważny jest również zanik zaufania między ludźmi. Już dziś jest to widoczne. Gdy rozważamy, czy związać się z daną osobą, zamiast zaufać jej słowom i okazywanym przez nią uczuciom, wolimy jeszcze sprawić wszelkie dostępne na temat tej osoby dane.


P: Jako jedno z pól do inwigilacji wymienił pan portal społecznościowy Facebook. O co chodzi dokładnie?

GS: Na portalach społecznościowych ludzie monitorują innych, wrzucają swoje zdjęcia, wpisy, notki, piszą na „tablicach” znajomych, nie zdając sobie sprawy, kto to może czytać. Niedawno słyszałem o przypadku, że szef zwolnił pracownika, bo ten na Facebooku napisał, że jego praca jest nudna. Użytkownicy myślą, że gdy usuną swoje zdjęcie czy wpis z profilu, to wszystko jest ok. Ale to nieprawda, bo te wszystkie informacje zostają w wielu miejscach już na zawsze i po wielu latach mogą być użyte przeciwko tym osobom.


P: Może popularność Facebooka jest dowodem na to, że ludziom wcale nie zależy na prywatności? Może gotowi są ją poświęcić w zamian za możliwości szybkiego komunikowania się ze swoimi znajomymi? Może tak samo jest z kamerami, godzimy się na nie bo poprawiają bezpieczeństwo?

GS: Częściowo ma pan rację, bo inwigilacja to nie tylko zło. Kamery przemysłowe pozwoliły wykryć wiele przestępstw (chociaż ja nie wierzę w ich skuteczność), natomiast dzięki gromadzeniu danych przez agencje rządowe możliwe jest sprawne zarządzanie państwem. Ale należy pamiętać, jaki koszt przy tym ponosimy. Według mnie jest on za wysoki. Bo postępu inwigilacji nie da się już cofnąć.


[Dziennik, 21-04-2009] - wywiad zdecydowałem się wkleić cały, bo... w Dziennik.pl już go nie ma.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz