21 listopada 2009 /sobota/ - Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny
Naszym dzielnym Mamom, przede wszystkim tym najbardziej cierpiącym...
Żarki - niewielka miejscowość położona na Wyżynie Częstochowskiej, w województwie śląskim, w powiecie myszkowskim, w środkowo-zachodniej części Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd [współrzędne GPS: N 50° 37' 57.73'' x E 19° 22' 35.17''] [mapa okolic]
Leśniów - obecnie płn.-wsch. część Żarek, w pobliżu niebieskiego "Szlaku Warowni Jurajskich" i czerwonego "Szlaku Orlich Gniazd". W latach 1637-1643 obok źródełka, gdzie rabusie znieważyli i porzucili Jasnogórski Obraz Matki Bożej, powstał kościół i klasztor paulinów.
Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej i klasztor paulinów.
Sanktuarium Rodzinnych Błogosławieństw
Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej Patronki Rodzin. Przedmiotem kultu jest jedna z najpiękniejszych w Europie gotycka figura Madonny z Dzieciątkiem (XIV w., drewno lipowe, polichromia późniejsza, wys. 40 cm). Uroczystej Koronacji w niedzielę 13 sierpnia 1967 r. dokonał Prymas Polski Stefan kardynał Wyszyński, a Mszę św. celebrował metropolita krakowski ksiądz arcybiskup Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II.
Koperta FDC (Żarki 2-07-2007) "Obchody Leśniowskiego Roku Jubileuszowego"
Leśniowski Jubileuszowy Rok Rodziny (2 lipca 2006 - 19 sierpnia 2007):
625 rocznica przybycia do Leśniowa Matki Bożej
300 rocznica Posługi w Leśniowie Paulinów
70 rocznica Powrotu Paulinów po kasacie
70 rocznica Powstania nowicjatu
40 rocznica Koronacji Cudownej Figury
Czesław Ryszka, „Uśmiech Najpiękniejszej z Matek”, Wydawnictwo Zakonu Paulinów „Paulinianum”, Jasna Góra, ul. O. A. Kordeckiego 2, 42-225 Częstochowa
Leśniów. Błogosławieństwa rodzin.
Układ z Panem Bogiem
Znajomi pytali, czy zostałem moherem. Bo trudno zrozumieć ludziom z show-biznesu zarabiającym krocie, że facet który ma świat u stóp i niejeden grzech na sumieniu, dzieło swojego życia robi za darmo - mówi Zbigniew Książek.
Niedawno razem z przyjaciółmi stworzył niezwykłe oratorium maryjne dla klasztoru w Leśniowie. Dar za wymodlony przez paulinów cud.
-Wciąż się zastanawiam, dlaczego Bóg wybrał do tego właśnie mnie - przyznaje poeta. - Owszem, jestem wierzący, ale daleko mi do świętości. W głowie mam dziurę po kastecie, którym poczęstował mnie podczas bójki jakiś oprych. Wiele razy ganiałem mętów zaczepiających mnie na ulicy i zdarza mi się wstać rano na potwornym kacu. Ale widać Bóg lubi posługiwać się niedoskonałymi narzędziami - dodaje, pokazując na swoje szorstkie dłonie.
-Ale układ z Panem Bogiem był honorowy. Chłopak wyzdrowiał, więc ja musiałem się zabrać do pracy. I całkiem niespodziewanie zostałem drugim Bożym szaleńcem. Bo za pierwszego wciąż uważam przeora z Leśniowa, od którego telefonu wszystko się zaczęło -tak zaczyna się niezwykła opowieść Zbigniewa Książka.
Rok i ciut temu, w listopadzie 2006, Zbigniew Książek wracał do Krakowa z kolejnego koncertu w stolicy. Oratorium "Tu es Petrus" święciło tryumfy. Potwornie zmęczony, nie poganiał swojego pajero. W głowie dźwięczały mu owacje, publiczność nie dawała im z Rubikiem zejść ze sceny. Po chudych latach nareszcie sukces, na jaki on, tekściarz, czekał całe życie. Nic to, że pisał scenariusze dla Márty Mészáros, poezje dla Piwnicy pod Baranami czy szlagiery dla Zauchy i Wodeckiego. Zawsze był w cieniu gwiazd i z pustą kieszenią. A teraz, proszę, miał wszystko, sławę, kasę, porządną furę. Tuż za Częstochową z zachwytu nad życiem wyrwał go dzwonek telefonu.
-Szczęść Boże, z tej strony Zbigniew Ptak, jestem przeorem klasztoru ojców paulinów w Leśniowie koło Żarek. Mam do pana prośbę - usłyszał w słuchawce.
-Kompletnie mnie zamurowało - opowiada Książek. -Od miesięcy nie miałem chwili wytchnienia, a tu jakiś zakonnik chce, bym zboczył z drogi i zajechał do niego na obiad. Wariat. Nie znam gościa, nie będę z nim gadał -pomyślałem. Ale facet, potwornie namolny, nie dawał za wygraną.
-Dobrze, przyjadę - machnąłem ręką, wstukując w GPS nazwę "Leśniów". Po trzydziestu minutach znalazłem się w innym świecie.
Klasztor wyglądał jak z bajki. Stara lipa przy bramie straciła już liście. Szeleściły pod nogami, zakłócając ciszę tego miejsca. Przy różańcowych kapliczkach modlili się nieliczni o tej porze roku pielgrzymi przybywający po łaski do Matki Bożej Leśniowskiej - Patronki Rodzin. Miejscowi czerpali wodę z cudownego źródełka. Nieopodal, w niewielkim gospodarstwie, uwijali się w szklarniach kandydaci na paulinów. Na zapomnianą jurajską prowincję przyjechali z najdalszych zakątków świata. Jeden jeszcze niedawno spacerował po Nowym Jorku, drugi pił wino na chorwackiej wsi, trzeci mieszkał w sąsiedztwie białoruskiego kołchozu. Na dziedzińcu stał przeor.
-Miał na sobie śnieżnobiały habit i niezwykły błysk w oczach. Przywitał się ze mną serdecznie. Pociągnął za dzwonek i weszliśmy za dębową klasztorną furtę - wspomina Książek.
Zasiedli do obiadu, a przeor od razu przystąpił do rzeczy.
"Chcę, abyście razem z Piotrem Rubikiem napisali oratorium maryjne dla mojego sanktuarium" - powiedział.
-Omal nie spadłem z krzesła. Pomyślałem: toż to Boży szaleniec. Mnich jakiś dziwny, dobrotliwie się uśmiecha, składa rączki, podnosi wzrok do Pana, ale kompletnie nie kuma, o co chodzi. -Ojczulku kochany. To niemożliwe - tłumaczyłem zawiłości show-biznesu. Bo ja zamówień miałem na trzy lata. Komercyjne przedsięwzięcia, milionowe budżety. Tylko wariat by to rzucił. Przekornie zapytałem, czy ma kilka milionów na sfinansowanie swojego pomysłu.
-Nie mam ani złotówki, ale będę się modlił - odparł, jakby to miało wystarczyć do zdobycia kasy. Zrozumiałem, że mam do czynienia z nawiedzonym człowiekiem.
W drodze do domu nie mogłem wyjść z podziwu nad ludzką naiwnością. Kilka dni później wymazałem ten epizod z pamięci.
♦ ♦ ♦
Miesiąc później, w sylwestra 2006 roku, Książek przygotowywał się do imprezy, a ojciec Ptak do modlitwy.
W tym czasie inny człowiek - przyjaciel Zbyszka - przeżywał największą tragedię swojego życia. Umierał mu syn. Nie wiedzieli, że wkrótce los skrzyżuje ich drogi.
-Słowa, które usłyszałem w słuchawce, omal nie zwaliły mnie z nóg - tak wspomina Wojtek Mróz, krakowski dziennikarz, telefon od starszego syna, który zastał go w montażowni krakowskiej telewizji. Wokół nikogo już nie było. Wszyscy spieszyli się na zabawy. "Tato, Mateusz jest w krytycznym stanie, lekarze mówią, że to sepsa i że nie ma ratunku" - starszy syn, Tymek, krzyczał.
Grom z jasnego nieba. Przecież jeszcze rano Mateusz czuł się dobrze, właśnie skończył chorować na półpasiec. Energiczny, pełen życia 18-latek.
Teraz leżał w zakopiańskim szpitalu bliski śmierci. Na domiar złego zabrakło jakiegoś leku.
-Nie mogłem natychmiast jechać do Zakopanego. Najpierw musiałem zdobyć te nieszczęsne ampułki - drżącym głosem opowiada Wojtek.
Zdesperowany zaczął jeździć po krakowskich szpitalach i błagać o ratunek dla syna. Udało się, zdobył potrzebny specyfik, ale sytuacja nadal była beznadziejna. Okazało się, że lekarstwo już po dwóch godzinach traci właściwości. Oznaczało to, że na pokonanie zakopianki miał mniej niż 120 minut.
-W normalny dzień można tego dokonać, ale w sylwestra, gdy do stolicy Tatr walą tłumy rozbawionych turystów, to zadanie niewykonalne - wspomina Wojtek Mróz.
W tym czasie zakopiańscy lekarze byli coraz bardziej bezradni. Mateusz tracił przytomność, na ciele miał czerwone plamy. Przestawał reagować na bodźce. Wszystko wskazywało na to, że jeszcze tego samego dnia umrze.
-Mateusz trafił do nas w bardzo ciężkim stanie. Natychmiast rozpoczęliśmy pełne leczenie kliniczne. Ale było coraz gorzej - wspomina Anna Hartman, ordynator oddziału pediatrycznego Szpitala Miejskiego w Zakopanem. -Organizm nie zareagował nawet na podane białko C, zazwyczaj skuteczne w takich sytuacjach. Wiedzieliśmy, że za chwilę trzeba go będzie przypiąć do respiratora i zapewnić sztuczną wentylację. A u siebie nie mieliśmy takich warunków.
Lekarze podjęli ostatnią desperacką próbę ratowania chłopca. Zapadła decyzja o przewiezieniu go do krakowskiej kliniki -opowiada ojciec.
Transport karetką był niemożliwy, ponieważ Zakopiankę blokowały sznury aut. W grę wchodził jedynie helikopter. Niestety, nie było wolnej maszyny. Mijały cenne minuty. W końcu się udało.
-Nikt przede mną nie ukrywał, że stan jest krytyczny. Kiedy maszyna oderwała się od ziemi i zaczęła nabierać wysokości, moje serce przeszył głęboki ból. Widok wznoszącego się helikoptera skojarzyłem z życiem ulatującym z mojego syna. To był straszny widok. W rozpaczy zacząłem biec za helikopterem. To było pożegnanie z synem. Czułem, że to już koniec -Wojtek nie może ukryć wzruszenia.
♦ ♦ ♦
W tym samym czasie Książek jechał na imprezę. Myślami był już przy toastach, drinkach i paczce przyjaciół, z którymi miał witać Nowy Rok. W drodze postanowił jeszcze zadzwonić z życzeniami do Wojtka Mroza, swojego dobrego kumpla, zapytać, co słychać, gdzie się bawi. "Mój syn umiera" -mówił tamten przez łzy. "Helikopter zabrał Mateusza do Krakowa, już go chyba nie zobaczę. Lekarze kazali się już tylko modlić".
Książek z wrażenia zatrzymał auto. -I wtedy przypomniałem sobie tego paulina z Leśniowa. Pomyślałem, że kto jak kto, ale on na pewno potrafi się modlić - opowiada Książek. "Gdzieś muszę mieć jego wizytówkę" -myślałem, w pośpiechu przeszukując auto.
Tymczasem w zaśnieżonym Leśniowie zakonnicy szykowali się właśnie do nocnych modlitw dziękczynnych za mijający rok.
-Dochodziła godzina jedenasta, kiedy zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałem głos Książka -przypomina sobie ojciec Ptak. -Byłem zdziwiony, mimo to ucieszyłem się, że będę miał okazję złożyć mu noworoczne życzenia. Ale on nie dzwonił z serdecznościami. Był zdruzgotany. W paru słowach poprosił o modlitwę za Mateusza - syna jego kolegi. Powiedział, że rok temu chłopak stracił matkę, a teraz sam umiera. Natychmiast zacząłem działać. Zapewniłem, że punktualnie o północy razem z moimi współbraćmi odprawimy Mszę św. przed Cudowną Figurą Matki Boskiej i we wszystkich naszych modlitwach zakonnych będziemy żarliwie przywoływać tę intencję. Prosiłem, by nie tracił wiary w łaskę Bożą -opowiada ojciec Ptak.
Książek odłożył słuchawkę i wysiadł z samochodu. Chwilę postał, a potem sam też zaczął się modlić.
-W prostych żołnierskich słowach zawarłem coś w rodzaju układu z Panem Bogiem: dobra, niech będzie, jeżeli Ty uratujesz dziecko, to ja napiszę oratorium ku czci Twojej Matki, i to nie za trzy lata, tylko natychmiast. I nie wezmę ani grosza.
Trzy minuty po północy, kiedy w intencji Mateusza paulini zaczęli odprawiać Mszę św. przed Cudowną Figurą, organizm chłopca zaczął reagować na leki. Z minuty na minutę było coraz lepiej. Medycyna nie zna pojęcia cud, ale lekarze byli pod wrażeniem tego niespodziewanego odwrotu śmiertelnej choroby.
-Wojtek zadzwonił do mnie z radosną nowiną nad ranem. Z Mateuszem było lepiej, ale za wcześnie, by mówić, że wyzdrowieje. Na wszelki wypadek co kilka godzin dzwoniłem do przeora i upewniałem się, czy bracia trwają w modlitwie. Kiedy Mateuszowi znów się pogorszyło, nie zapomnę, jak przeor spokojnym głosem powiedział: "Dobra, do grupy zakonników modlących się o jego zdrowie dodaję trzech głodujących...".
Daleki jestem od dewocji, ale niekiedy wydawało mi się, że ten niezwykłej wiary człowiek dowodzi jakimiś niebieskimi zastępami -opowiada Książek.
♦ ♦ ♦
-Odzyskałem świadomość, leżąc w sterylnym pokoju krakowskiej kliniki. Zacząłem przywoływać w pamięci ostatnie przeżycia. Czas zlał mi się w jeden ciąg zdarzeń. Ale przypominałem sobie: byłem z przyjaciółmi w kawiarni, by obgadać sylwestrową imprezę. W drodze powrotnej zacząłem słabnąć. Z trudem wyszedłem z samochodu i bez sił położyłem się do łóżka. Nie wiedziałem, że temperatura mojego ciała przekroczyła czterdzieści stopni. W takim stanie znalazł mnie brat - wspomina Mateusz. Wylądowałem w szpitalu cały w pęcherzach i plamach. Pogrążyłem się w otchłani. Czułem, że umieram. Dziwiłem się tylko, że śmierć nie boli -wspomina dzisiaj Mateusz Mróz.
Po trzech tygodniach pobytu w klinice całkowicie wyzdrowiał.
A ja musiałem dotrzymać słowa danego Panu Bogu i zabrać się do pisania oratorium. I zostałem drugim Bożym szaleńcem -mówi Książek. W dodatku musiał do swoich planów przekonać innych ludzi.
-Byłem na Zbyszka wściekły -przyznaje Janusz Fryc, współwłaściciel agencji Duo, z którym wcześniej zrobili oratoria składające się na "Tryptyk Świętokrzyski". Płyty sprzedawały się w rekordowych ilościach, zaplanowano trasy koncertowe, a tu Książek chce pracować charytatywnie na chwałę Pana. -Próbowałem go wziąć na przetrzymanie. Z natury jest leniwy i myślałem, że po kilku dniach minie mu ten szalony zapał. Ale on był jak w transie. Wiercił mi dziurę w brzuchu, naginał Rubika i w koło mówił o swoim zobowiązaniu za uratowanie Mateusza. W końcu uległem.
Do pracy zabrali się wszyscy. Cała ekipa z "Tu es Petrus". Wkrótce jednak produkcja stanęła pod znakiem zapytania.
-Najpierw Janusz Fryc dowiedział się od lekarzy, że ma raka płuc. Kilka tygodni później zerwał z nami Rubik. Zostaliśmy bez kompozytora. Nie chcę tego komentować, ale po ludzku rzecz biorąc, realizacja oratorium dla Leśniowa znów stała się niemożliwa -opowiada Zbigniew Książek, który pojechał do klasztoru powiedzieć o tym przeorowi. Ten jednak, jak zwykle, spokojnie obiecał "przemodlić sprawę".
-Łatwo się nie poddamy. Powołałem specjalną grupę pokutną. Poprosiłem, żeby żarliwie modlili się o zdrowie dla producenta oraz o pomyślność przy realizacji całego przedsięwzięcia - usłyszał Książek od paulina.
Miałem wrażenie, że ojciec Ptak ponownie na sposób anielski dowodzi całym przedsięwzięciem. Dzwoniliśmy do niego, kiedy nie mogliśmy znaleźć orkiestry, kiedy szukaliśmy dyrygenta i przed każdą "chemią" Janusza. On przyjmował nasze żale i przekazywał grupie pokutnej, a jej członkowie, można by rzec, "popychali sprawę" dalej. Prosili Boga poprzez poprzez post, modlitwy i wyrzeczenia o załatwienie takiego czy innego problemu. I to działało -uśmiecha się Książek.
Im większe było tempo prac, tym częściej przeor dostawał prośby o "interwencję". Miejsce Rubika zajął Bartłomiej Gliniak, młody utalentowany kompozytor, który zasłynął między innymi jako twórca muzyki do filmów "Mój Nikifor", "Komornik", czy "Palimpsest".
-Miałem obawy, czy udżwignę ten ciężar. Wziąłem więc gotowy tekst od Zbyszka Książka i pojechałem do kościoła dominikanów w Warszawie. Usiadłem w klasztornym ogrodzie i zacząłem powoli czytać zdanie po zdaniu. Nie wiem, ile czasu spędziłem na tej niecodziennej medytacji, ale po wyjściu z ogrodu wiedziałem, że znajdę dość siły, aby napisać muzykę -przyznaje Bartłomiej.
Sześć miesięcy później, pod koniec września tego roku, publiczność zgromadzona w Kieleckim Centrum Kultury w rodzinnym mieście Książka długo po premierze biła brawo. "W podzięce za cud życia i zachwyt Leśniowem oratorium nazwałem Siedem Pieśni Marii" -mówił ze sceny wzruszony Książek. Na sali obok przeora siedział Janusz Fryc. Kilka dni później dowiedział się, że hemoterapia poskutkowała.
♦ ♦ ♦
Dwa miesiące później Wojtek Mróz świętował w Zakopanem z synami swoje pięćdziesiąte urodziny. Książek przyjechał na nie jak co roku.
-Po kolacji wziąłem Mateusza na bok i po raz pierwszy opowiedziałem mu o dramatycznej modlitwie w jego intencji i cudzie, którego byliśmy świadkami -opowiada Książek.
Szok odebrał Mateuszowi mowę. Stał chwilę nieruchomo, nie mógł wykrztusić słowa, a potem chwycił kurtkę i wybiegł z domu.
-Była pierwsza w nocy. Pobiegłem na Krupówki do kościoła św. Rodziny. Ukląkłem przed zamkniętymi drzwiami i zacząłem dziękować Bogu za uratowane życie. Jak mogłem wątpić, myśleć, że Go nie ma -mówi chłopak ze łzami w oczach.
Kilka dni temu po raz pierwszy przyjechał do Leśniowa.
-Musiałem na własne oczy zobaczyć Figurę Matki Boskiej. Codziennie o Niej myślę. Modlitwą chciałem ogarnąć wszystkich, którzy mieli tak dużo wiary, że wyprosili dla mnie ocalenie.
[Grzegorz Cius, Dziennik Zachodni, 21-12-2007 w: www.leśniow.pl]
Mateusz Mróz (przy mikrofonie), po prawej - Zbigniew Książek
Ojciec Zbigniew Ptak - przeor paulinów z Leśniowa.
"Matka Boska Leśniowska"
Ty coś domem, o którym się śniło
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece każdziutką miłość
Matko Boska Leśniowska
Ty uśmiechem, gdy słońce zaświeci
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece marzenia dzieci
Matko Boska Leśniowska
Ty co odświętną sukienką w kwiatki
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece łzy naszej matki
Matko Boska Leśniowska
Ty co w kolorach fiołków i bratków
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece ojców i dziadków
Matko Boska Leśniowska
Ty co pierwszym rumieńcem dziewczyny
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece nasze rodziny
Matko Boska Leśniowska
Ty coś słodka jak białe czereśnie
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece świat i miej Leśniów
Matko Boska Leśniowska
Nie pojmie, kto nigdy nie wołał
O jeden choć okruch miłości
Co znaczy czuć kalekim czołem
Raniący dni cierń samotności
Kto w kieracie lat nie znajduje
Olśnienia dziecięcą radością
Nie pojmie nic - nim nie poczuje
Jak trudno nieść garb samotności
Kto wszystkich już w biegu wyprzedził
Klnie świat - krztusząc się jadem złości
Że nikt mu nie może powiedzieć
Jak z piętnem ma żyć samotności
Ty coś domem, o którym się śniło
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece każdziutką miłość
Matko Boska Leśniowska
Ty uśmiechem, gdy słońce zaświeci
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece marzenia dzieci
Matko Boska Leśniowska
Ty co odświętną sukienką w kwiatki
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece łzy każdej matki
Matko Boska Leśniowska
Ty co w kolorach fiołków i bratków
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece ojców i dziadków
Matko Boska Leśniowska
Ty co pierwszym rumieńcem dziewczyny
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece nasze rodziny
Matko Boska Leśniowska
Ty coś słodka jak białe czereśnie
Matko Boska Leśniowska
Miej w opiece świat i miej Leśniów
Matko Boska Leśniowska
[-Zbigniew Książek]
Matka Boża Leśniowska - wys. 40 cm,
drewno lipowe, XIV w., polichromia późniejsza
Kiedy nadejdą nieco gorsze dni, zadedykujcie tę pieśń swoim najbliższym...
"Nie odchodź, by nie zgasło słońce"
Paznokcie jak drapieżne szpony
Gdy obok łaszą się kobiety
Choć niby najwierniejsze żony
Nie odchodź nawet po gazetę
Chłopcy dziewczyny podrywają
Bawiąc się jakby grali w bierki
Dłonie się w pięści zaciskają
Nie odchodź nawet po kajzerki
Nie odchodź
Nie odchodź, żeby nam przypadkiem
Dłoniom nie zabrał ktoś gorąca
Żeby nie zwiędły wszystkie kwiaty
Nie odchodź
Nie odchodź
By nie zgasło słońce
Nie odchodź
Nie odchodź
By nie zgasło słońce
Z mozołem łącząc ogień z wodą
Mówisz, że razem już na wieki
A w sercu strach, że możesz odejść
Nie odchodź nawet do apteki
Nie odchodź
Nie odchodź, żeby nam przypadkiem
Dłoniom nie zabrał ktoś gorąca
Żeby nie zwiędły wszystkie kwiaty
Nie odchodź
Nie odchodź
By nie zgasło słońce
Nie odchodź
Nie odchodź
By nie zgasło słońce
Nie odchodź
By nie zgasło słońce
[-Zbigniew Książek]
Zbigniew Książek, urodzony w 1954 r. w Sandomierzu - poeta, autor słów piosenek (m.in. Michała Bajora, Zbigniewa Wodeckiego, Ryszarda Rynkowskiego, zespołu Brathanki), scenarzysta sztuk teatralnych i filmów animowanych. Laureat m.in. nagrody głównej Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie w 1979 r., współpracował z krakowską Piwnicą pod Baranami (suita "Zupy Janiny"-2006). Największą sławę przyniosła mu współpraca z kompozytorem Piotrem Rubikiem, z którym jest współautorem trzech oratoriów: "Tryptyk Świętokrzyski" ("Świętokrzyska Golgota"-2004, "Tu es Petrus"-2005, "Psałterz Wrześniowy"-2006) i kantaty "Zakochani w Krakowie" (na 750-lecie przyznania praw miejskich, Kraków 2007).
Oratorium "Siedem Pieśni Marii", wyd. DVD. Od lewej: Przemysław Branny,
Ola Szomańska-Radwan, Joanna Słowińska, Maciej Miecznikowski (soliści)
- po prawej narrator: Igor Michalski
solistki: Joanna Słowińska, Ola Szomańska-Radwan
soliści: Przemysław Branny, Maciej Miecznikowski
narrator: Igor Michalski
dyrygent: Michał Dworzyński
Orkiestra Akademii Beethovenowskiej
Chór Instytutu Edukacji Muzycznej Akademii Świętokrzyskiej
Chór Kameralny Fermata
gościnnie:
Krzysztof Trebunia-Tutka -skrzypce, trombita
Jan Słowiński -lira karbowa
Mohammad Rasool -flet ney
Marta Maślanka -santir i cymbały
autor: Zbigniew Książek
kompozytor: Bartłomiej Gliniak
Dla najwytrwalszych - jeszcze coś... To, co najbardziej urzekło Zbigniewa Książka, a właściwie nie tyle bohatera pięknej opowieści red. Grzegorza Ciusa... ile młodzież, która została w tym niezwykłym miejscu i dokonała wyboru swego życia. Zachęcam do obejrzenia bardzo ciekawego filmu "Początek Drogi", który przybliży poznanie zakonnego życia.
"Początek Drogi" - film o nowicjacie paulinów, scen. i reż. Zdzisław Sowiński, TV Katowice 2007, [czas ogólny: 54:04]
1/ www.youtube.com/watch - [9:58]
2/ www.youtube.com/watch - [9:45]
3/ www.youtube.com/watch - [9:55]
4/ www.youtube.com/watch - [9:59]
5/ www.youtube.com/watch - [2:27]
6/ www.youtube.com/watch - [1:35]
7/ www.youtube.com/watch - [4:20]
2/ Katarzyna Wojnarowska, "Najważniejsza jest miłość, prawda, Aniu?", Niedziela, Nr 07/2007 - www.niedziela.pl/artykul_w_niedzieli.php
6/ "Siedem pieśni Marii", Rycerz Niepokalanej, Nr 06/2008, s. 186 - www.rycerz.franciszkanie.pl/2008/index.php
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz