Mocno zastanawiające jest, dlaczego tak duża i ważna konferencja o zasięgu światowym została w mass-mediach przemilczana. Już podczas samej konferencji nie było żadnych relacji. Przypomnę krótki fragment mojego artykułu, z części 3:
"Medialną ciszę wokół kończącej się w Pradze międzyrządowej konferencji "Mienie ery holokaustu" można wytłumaczyć... wakacjami. Lato, gorąco, urlopy... tak, ale nie do końca. Skoro to może być (?!) wytłumaczeniem, to czemu taka konferencja odbywa się właśnie w czasie, kiedy większość polityków, publicystów i ludzi mediów zasłużenie wypoczywa. A może właśnie o to chodziło?"
To po pierwsze, a po drugie, przecież wszyscy wiemy, że wakacje są "sezonem ogórkowym", w którym na siłę wymyśla się sensacje, przeróżne historie, zwłaszcza z potworami, np. z Loch Ness... Bo nie ma o czym pisać. Tak samo było pod koniec minionego czerwca. Media milczały jak zaklęte. I to niemal wszystkie. Nie trzeba mieć nadzwyczajnej pamięci, by spróbować porównać dwa podobne wydarzenia. Mam na myśli poznańską XIV Konferencję Klimatyczną ONZ (1-12 grudnia 2008). W tamtych dniach nie było tytułu prasowego i programu radiowego, a zwłaszcza telewizyjnego, by nie było relacji z tej konferencji. Byliśmy dosłownie bombardowani ilością informacji, do tego stopnia, że strach było otworzyć lodówkę, w obawie, że wyskoczy z niej ekolog z jakąś złowrogą prognozą.

Również nic nie uległo zmianie na witrynie internetowej Centrum Badań Holokaustu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Darmo szukać tam fachowych debat na temat "Mienia ery holokaustu". Ani słowa (albo nie umiem szukać). Natomiast już na pierwszej stronie można się natknąć na bardzo kontrowersyjne postaci, które sobą na pewno nie wniosą nic dobrego: reżyser Marian Marzyński, pisarz Jan Tomasz Gross i ks. Stanisław Musiał.


Niektórzy rozmówcy sugerowali, że po wakacjach, jesienią, przyjdzie czas na podsumowanie konferencji w Pradze. Otóż dziś, po niemalże czterech miesiącach, nic takiego nie odbyło się, więcej: cisza medialna w tym temacie trwa nadal.

Proszę przeczytać dwa artykuły, aby wyrobić sobie zdanie, jak my Polacy jesteśmy nie poważnie traktowani przez rządzących.


♦ ♦ ♦


Nasz Dziennik, Nr 155, 4-5 lipca 2009


Otrzymaliśmy


"Oświadczenie senatorów Prawa i Sprawiedliwości skierowane do premiera RP Donalda Tuska w sprawie udziału ministra W. Bartoszewskiego w międzynarodowej konferencji w Pradze na temat "Mienie ery holokaustu"

Panie Premierze,
jak informowały środki przekazu, minister Władysław Bartoszewski reprezentował Polskę na międzynarodowej konferencji w Pradze na temat "Mienie ery holokaustu", podczas której organizacje żydowskie domagały się ułatwień prawnych w odzyskiwaniu dawnych majątków ofiar holokaustu. Minister W. Bartoszewski miał powiedzieć, że "obecny rząd pracuje nad formą rozwiązań prawnych, aby zrekompensować własność, która została utracona wskutek działań władz komunistycznych oraz niemieckiego okupanta. Regulacja ma dotyczyć wszystkich pokrzywdzonych, także tych przebywających za granicą".

Wcześniej Yuli Edelstein, izraelski minister informacji, wezwał wszystkie kraje do jak najszybszego stworzenia specjalnego funduszu, który miałby zasilać ofiary holokaustu. Natomiast we wnioskach z konferencji strona żydowska zawarła żądanie, iż Polska powinna zwrócić mienie należące przed wojną do Żydów, a jeśli jest to już niemożliwe - to wypłacić ekwiwalent pieniężny. Organizacje żydowskie domagają się również złagodzenia wymogów, jeśli chodzi o dokumentację posiadaną przez osobę składającą wniosek o zwrot majątku, co może umożliwić nadużycia. Postuluje się także powołanie specjalnych "trybunałów albo agencji ds. roszczeń", którym do wydania decyzji miałyby wystarczać "alternatywne formy dowodów". Wnioski w tej sprawie składano by przy tym drogą elektroniczną lub za pośrednictwem placówek dyplomatycznych, przy czym ani miejsce zamieszkania, ani obecne obywatelstwo składającego wniosek nie miałoby żadnego znaczenia. Wnosi się również o to, aby odszkodowania za własność żydowską pozbawioną spadkobierców przekazać Światowej Organizacji na rzecz Restytucji Mienia Żydowskiego (World Jewish Restitution Organisation), czyli instytucji nie mającej nic wspólnego ze spadkobiercami.

Tu można dodać, że z apelem w tej sprawie wystąpił Dawid Peleg, który jeszcze kilka tygodni temu był ambasadorem Izraela w Warszawie, a obecnie stanął na czele Światowej Żydowskiej Organizacji na rzecz Zwrotu Mienia (WJOPR). To on podczas konferencji oszacował wartość utraconego w Polsce majątku żydowskiego na wiele miliardów dolarów, na których zwrot będzie nalegał. Jak dodał: "Polska nie powinna się jednak obawiać, że to zbyt obciąży jej budżet - płatność można rozłożyć na raty".

Panie Premierze, spadkobiercy polscy i obcy w naszym kraju nie mają powodu do narzekań: państwo oddaje majątki lub wypłaca odszkodowania spadkobiercom, jednak własność osób nie mających spadkobierców przechodzi na rzecz Skarbu Państwa. Dotyczy to wszystkich obywateli, niezależnie od ich pochodzenia etnicznego czy wyznawanej przez nich religii. Takie jest polskie prawo i - mamy nadzieję - nie zostanie zmienione. Chcielibyśmy jednak w tej kwestii wyjaśnień, czy się nie mylimy.

Ponadto zaniepokoiła nas wypowiedź prezydenta Izraela Szymona Peresa, który na konferencji ekonomicznej w Tel Awiwie wypowiedział zdanie: "Wykupujemy Polskę". Czy był to jedynie lapsus, w którym Prezydentowi zależało na pokazaniu wizerunku Izraela, który jest mocny ekonomicznie i prowadzi interesy na całym świecie? Chodzi o słowa: "Izraelska ekonomia jest w stanie rozkwitu. Izraelscy biznesmeni inwestują wszędzie na świecie. Izrael może poszczycić się niespotykanym sukcesem. Na dzień dzisiejszy wygraliśmy ekonomiczną niezależność i wykupujemy Manhattan, Polskę i Węgry. (...) Dla naszego małego kraju jak nasz, to jest naprawdę zadziwiające" (za: www.niezalezna.pl/article/show/id/20607). Rzecznik Ambasady Izraela András Büchler potwierdził prawdziwość tej wypowiedzi, zaznaczył jednak, że słowa "były źle dobrane".

Panie Premierze, chcielibyśmy poznać Pańskie stanowisko na temat poruszonych wyżej kwestii, a głównie pragniemy zaznajomić się z przygotowywaną przez rząd formą zwrotu majątków czy odszkodowań dla wszystkich pokrzywdzonych. Czy to oznacza, że polski podatnik będzie płacił wszystkim za krzywdy wyrządzone w Polsce przez Niemców i Rosjan?

Z poważaniem
senatorowie: Czesław Ryszka, Stanisław Zając, Zdzisław Pupa, Władysław Dajczak, Ryszard Bender, Bohdan Paszkowski, Stanisław Gogacz, Tadeusz Skorupa, Norbert Krajczy, Witold Lech Idczak, Henryk Górski, Bronisław Korfanty, Waldemar Kraska, Krzysztof Majkowski, Jan Dobrzyński, Zbigniew Romaszewski, Stanisław Kogut, Grzegorz Banaś, Wiesław Dobkowski, Stanisław Karczewski, Piotr Kaleta, Jerzy Chróścikowski, Dorota Arciszewska-Mielewczyk, Zbigniew Cichoń, Kazimierz Wiatr, Władysław Ortyl, Tadeusz Gruszka, Stanisław Piotrowicz, Janina Fetlińska

Warszawa, 1 lipca 2009
"





Odpowiedź Premiera RP (20 lipca 2009) na wniosek Senatorów PiS






♦ ♦ ♦


Niedziela, Nr 30, 26 lipca 2009, Marian Miszalski, "Delegacja polska podpisała "deklarację praską". Coś więcej niż lekkomyślność?"

"Na niedawnej konferencji w Pradze, zwołanej przez brukselskie organy Unii Europejskiej, uchwalono deklarację, która toruje drogę rozmaitym organizacjom żydowskim do wyłudzenia od Polski olbrzymich sum pieniędzy. Wbrew pokonferencyjnym zapewnieniom przedstawicieli rządu Tuska, że roszczenia tych organizacji nie mogą dotyczyć Polski – sprawa wygląda zupełnie inaczej. Te roszczenia mogą dotyczyć Polski i z wszelkim prawdopodobieństwem – będą jej dotyczyć.

Godząc się na uczestnictwo w tej konferencji, a zwłaszcza podpisując deklarację końcową – rząd Tuska wyraził zgodę na umiędzynarodowienie tych bezpodstawnych żądań o charakterze majątkowych wyłudzeń, a nadto na wniesienie ich na agendę Unii Europejskiej oraz na przyszłą możliwą zmianę polskiego prawa (pod presją Unii Europejskiej, zwłaszcza pod rządami Traktatu Lizbońskiego), tak by te wydrwigroszowskie, rasistowskie żądania – niemające oparcia w żadnym cywilizowanym prawie – mogły być zrealizowane kosztem polskiej własności. Delegacja polska wyraziła więc na tej konferencji także zgodę na możliwą barbaryzację polskiego prawa...

Już samo uczestnictwo polskiej delegacji w konferencji, której celem była legalizacja „dziedziczenia rasowego”, postulowanego przez wspomniane organizacje żydowskie z „przedsiębiorstwa holocaust”, było karygodną decyzją rządu Tuska. Uczestnictwo w tej konferencji było aktem akceptacji rasistowskiego uproszczenia, że Żydzi nie podlegają tym zasadom prawa, jakie obowiązują pozostałych ludzi... Natomiast podpisanie deklaracji przez delegację polską sprawia, że w przyszłości gwarantem tych żądań żydowskich będzie Unia Europejska, której – jeśli Traktat Lizboński wejdzie w życie – Polska stanie się już tylko częścią składową, ze wszystkimi prawnymi konsekwencjami. Co więcej – w deklaracji zawarto zobowiązanie do powołania w ramach Unii Europejskiej (!) żydowskiego instytutu monitorowania realizacji tych żądań, z prawem wydawania zaleceń co do sposobu i zakresu realizacji tych żądań.

Twierdzenia zatem Władysława Bartoszewskiego, przewodniczącego polskiej delegacji, i innych przedstawicieli rządu Tuska, jakoby deklaracja ta nie miała skutków prawnych wobec Polski – mijają się z prawdą.

Polscy sygnatariusze tej haniebnej deklaracji – narażającej polskie mienie na olbrzymie straty – usiłowali po fakcie tłumaczyć się, że zawarty w deklaracji zwrot o jej obowiązywaniu tylko wobec „niektórych krajów” wyklucza Polskę jako obiekt żydowskich żądań. „Zapomnieli” jednak dodać, że deklaracja ta otwiera pole (nie tylko polityczne, także prawne) do nacisków na Polskę już nie tylko ze strony organizacji żydowskich, ale i ze strony Unii Europejskiej, aby zmieniono nam w Polsce prawo, „dostosowując” je do rasistowskich „standardów”.

Znamiennym faktem jest, że podpisanie przez delegację rządu Tuska tej godzącej nader poważnie w polskie interesy państwowe i narodowe „deklaracji praskiej”„przykryte” zostały tematami zastępczymi, spychając dalej niż na margines wydarzeń jakże niebezpieczną w swych skutkach „deklarację praską”.

Niestety, trudno znaleźć dla rządu Tuska najmniejsze nawet usprawiedliwienie dla lekkomyślności (czy czegoś więcej?...), jaką popełnił, wysyłając oficjalną delegację na tę konferencję, uczestnicząc w niej i podpisując jej deklarację końcową. Ani nie powinien tego uczynić, ani nie musiał.

Dlaczego więc to uczynił?

Tłumaczenie, że w trosce o osobistą, dalszą karierę zarówno premiera, jak i ministra spraw zagranicznych – wydaje mi się tłumaczeniem najbardziej dla nich uprzejmym. Ale materialne konsekwencje osobistej, politycznej prywaty ponoszą zwykle niewinni obywatele. Nabiera groźnej realności niebezpieczeństwo, że już pod dyktatem Traktatu Lizbońskiego – „prawo unijne” przymusi niesuwerennego wówczas ustawodawcę polskiego do takiej „zmiany” prawa krajowego, by holocaustowe firmy mogły spokojnie i „zgodnie z prawem” wyprowadzić z Polski ciężkie miliardy dolarów... Podpis Bartoszewskiego pod tą deklaracją znakomicie to ułatwi."
[-Marian Miszalski]

♦ ♦ ♦

Diariusz Senatu nr 43, 1-15 października 2009 r.


"Podsumowując, wiceminister M. Szpunar stwierdził, że prezydencja czeska była przez Polskę pilnie i szczegółowo obserwowana, głównie ze względu na przygotowania do polskiej prezydencji. "Będziemy chcieli uniknąć tych błędów, które popełniła prezydencja czeska. Nie zmienia to faktu, że ogólna konkluzja rządu jest taka, iż rząd czeski wykazał się jednak dużą sprawnością administracyjną. Pamiętajmy o tym, że okres ich prezydencji przypadł na czasy szczególnie trudne w wymiarze międzynarodowym" - powiedział na zakończenie podsekretarz stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej.

Następnie odpowiadał na liczne szczegółowe pytania senatorów. Przeprowadzono także dyskusję na temat przedstawionej informacji."


"10 października 2009 r. prezydent Lech Kaczyński podpisał akt ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Podpis głowy państwa kończy procedurę ratyfikacji traktatu w Polsce.

Prezydent L. Kaczyński ratyfikował Traktat Lizboński na uroczystości w Pałacu Prezydenckim, w obecności m.in. szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, premiera Szwecji przewodniczącej w tym półroczu UE Frederika Reinfeldta, szefa rządu Donalda Tuska, a także marszałka Senatu Bogdana Borusewicza oraz dyplomatów akredytowanych w Polsce.

"Dzisiejszy dzień jest dniem polskiej pewności siebie" - mówił po złożeniu podpisu prezydent. Szef Komisji Europejskiej podkreślał, że L. Kaczyński przypieczętował bardzo ważny rozdział w historii Polski i Unii Europejskiej. "Bez polskiej walki o wolność nie mielibyśmy zjednoczonej Europy, którą mamy dzisiaj" - powiedział M. Barroso.

"Przed chwilą Polska dołączyła do 26 innych państw, które już ratyfikowały Traktat Lizboński. Można powiedzieć: czas najwyższy" - podkreślił przewodniczący Parlamentu Europejskiego J. Buzek.

Premier Szwecji dziękował prezydentowi, że podjął tę ważną decyzję, a premier D. Tusk mówił, że traktat to kolejny etap wzmacniania wspólnoty europejskiej.

Traktat Lizboński podpisali przywódcy państw UE w grudniu 2007 r. Ma on usprawnić funkcjonowanie rozszerzonej UE dzięki uproszczonemu procesowi podejmowania decyzji i odejściu od prawa weta mniej więcej w 40 dziedzinach. Traktat zakłada utworzenie stanowiska stałego przewodniczącego Rady Europejskiej oraz unijnej służby dyplomatycznej.

W Polsce w lutym 2008 r. rząd przyjął projekt ustawy o ratyfikacji Traktatu. Pod koniec lutego 2008 r. Sejm zdecydował, że ratyfikacja odbędzie się w drodze parlamentarnej. Wcześniej toczyła się dyskusja, w której pojawiły się też głosy zwolenników ratyfikacji traktatu w wyniku referendum. Sejm 1 kwietnia 2008 r. uchwalił ustawę upoważniającą prezydenta do ratyfikacji Traktatu z Lizbony, 2 kwietnia zgodę na ratyfikację wydał Senat. Prezydent podpisał ustawę ratyfikacyjną 10 kwietnia 2008 r."







♦ ♦ ♦

Dwa wydarzenia, niezwykłej rangi, rzutujące na wiele najbliższych dziesięcioleci, skoro są przypisywane jako nasze sukcesy, dlaczego parafowane były w głębokim cieniu, jakby wstydliwym milczeniu... Pan Prezydent miał szczęście, że czas ratyfikowania Traktatu Lizbońskiego przypadł w hałasie zbiegajacych się wszelkich możliwych afer rządu warszawskiego. A premier Tusk i minister Bartoszewski... szkoda gadać...