środa, 21 lipca 2010

Koniec świata (co cztery lata)




Post opublikowany pierwotnie w Salonie 24 [19-03-2010]:



Patrząc na to co dzieje się w świecie, zwłaszcza co działo się w XX wieku, odnosimy wrażenie, że musi nastąpić koniec

świata. Zło wszędzie ukazuje swe macki, nienormalność ogłaszana jest za obowiązującą normę. Degeneracja i degrengolada są powszechne, sięgają szczytów władzy wielu państw i organizacji międzynarodowych. Przyznać więc musimy rację autorowi, który pisze:

„Nasza Ziemia w ostatnich czasach coraz bardziej się degeneruje. Przekupstwo i korupcja są powszechne. Dzieci nie słuchają już rodziców... Ewidentnie zbliża się koniec świata."

Co robić? Jeżeli nie jesteśmy zdemoralizowani, jeżeli nie płyniemy razem z zatrutą falą, jeżeli świadomość nasza nie została zmiażdżona przez masowe media, to budzi się w nas ludzki odruch sprzeciwu. Nie godzimy się na taki świat, świat pełen krzywdy i niesprawiedliwości. Chcielibyśmy coś zmienić, zatrzymać tę falę, która tak nieubłaganie płynie, porywa i niszczy. Próbujemy więc coś robić i z przerażeniem uświadamiamy sobie, jak właściwie jesteśmy bezsilni. Przychodzą wybory, ale cóż znaczy nasz jeden głos wśród dziesiątków milionów innych głosów? Chcemy coś powiedzieć, ale któż będzie nas słuchał, gdy właśnie w telewizji następuje kolejna odsłona i śpiewa bożyszcze tłumów? Gdzieś wybucha wojna, w której technologia niszczenia przechodzi już ludzkie pojęcie, czy uzbrojeni w łuk pojedziemy tam na rowerze? Porażająca jest nie tylko skala zła i kłamstwa, ale naszej bezsilności. To już koniec świata.

Co robić? Pozostaje chyba tylko załamać ręce i popaść w stan apatii. Po krzyku przychodzi zmęczenie. To wszystko, co widzieliśmy tak wyraźnie, staje się tłem, które przestaje drażnić. Życie powinno toczyć się normalnie. Ale skąd! Nie znajdziemy tak łatwo ukojenia. Masowe media podają kolejne meldunki z frontu: wściekłe krowy, pryszczyca, embargo, terror, narkotyki, napady, korupcja, zboczeńcy. Uff! gdyby nie ten film przyrodniczy, trudno byłoby się uspokoić. Ośnieżone szczyty Himalajów, prażące słońce, krok po kroku wspina się człowiek, wolno, wolniutko; można odpocząć. Zostało jeszcze 500 metrów, chyba mu się uda. Jaka błogość, on się męczy, a my jesteśmy coraz spokojniejsi. Przerwa, cięcie, reklama, uciekamy na inny kanał... po ulicy toczy się odcięta głowa, okropność, może gdzie indziej dają coś ciekawszego. O! jest. Quiz. Po której stronie znajduje się lewa ręka? Po lewej. Brawo! Wczasy we dwoje na wyspach Bahama. Takim to dobrze. Za chwilę dziennik. Ciekawe, co tam w polityce, pewnie kolejna afera, prawica rozbita. Ale za to jutro przestanie padać, wyjrzy słońce. Czy tamten jegomość dotarł do szczytu? Już za późno, teraz leci nudna dyskusja ekspertów, którzy z całą powagą wyrażają swoje głębokie przekonania. A może film, tak przed spaniem? Kleją się oczy, słychać tylko dalekie odgłosy myśli, które nie są już w naszym władaniu, odpłynęły do masowej praświadomości.

Nie można i nie wolno opuszczać rąk. Nie wolno się poddawać. Ale człowiek nie zrobi nic, jeśli pozwoli sobą sterować, jeżeli będzie godzinami ślęczał przed telewizorem, jeżeli nie sięgnie po książkę, jeżeli nie zaprosi przyjaciół na rozmowę, jeżeli nie zastanowi się, co może zrobić tam, gdzie mógłby coś zrobić. Masowe media celowo wabią mirażami sukcesu, do którego nie mamy dostępu lub ukazują wielkie zło, któremu nie ma jak się przeciwstawiać; dzięki temu człowiek coraz bardziej odciągany jest od tego, co jest w zasięgu jego działania, co naprawdę mógłby zrobić, a przede wszystkim, co mógłby zrobić z samym sobą i doprowadził się do jakiegoś porządku.

Żyjemy i umieramy. Dla każdego z nas odejście z tego świata jest końcem świata, do którego nie ma powrotu. Jeżeli ktoś nie potrafi sobą kierować, rozwinąć umysłu, aby był zdolny do rozumienia rzeczywistości (a nade wszystko odróżniania rzeczywistości od „faktów" telewizyjnych), wychować woli do podejmowania słusznych decyzji, wysublimować wrażliwość zmysłów, aby nie reagowały tylko na to, co fizjologiczne, to cóż tu zasłaniać się tragediami, które dzieją się w świecie. Zło jest ostatecznie pewną tajemnicą niewytłumaczalną.

Tak samo odczytanie tajemnicy końca tej Ziemi leży poza zasięgiem naszych możliwości. Żyjąc, musimy skupić się na tym, aby nie przegapić życia, które do końca ma mieć sens. Ten sens urzeczywistniamy poprzez stawianie czoła realnym zagrożeniom i poprzez nieustanne dążenie do dobra. Skuteczność działania nie zawsze od nas zależy (ponieważ pojawić się mogą niezależne od nas okoliczności), ale wewnętrzna determinacja powinna w całości zależeć od nas. To jest męstwo bycia człowiekiem, który żyjąc w prawdzie z jednej strony nie wikła się w mgłę iluzji, z drugiej zaś twardo stoi przy dobru. Dopiero zbiór takich ludzi, wewnętrznie mocnych, stworzyć może zaporę dla potężnego - ale przecież nie najwyższego - zła. Ponad złem jest zawsze dobro. I musimy to dobro zobaczyć, aby się nie dać zastraszyć przez zło, aby mieć nadzieję...

„Nasza Ziemia w ostatnich czasach coraz bardziej się degeneruje. Przekupstwo i korupcja są powszechne. Dzieci nie słuchają już rodziców... Ewidentnie zbliża się koniec świata."

Diagnoza była słuszna i jest po dziś dzień aktualna, ale autor wyciągnął nieprawdziwy wniosek, koniec świata nie nastąpił. Jest to bowiem jedna z najstarszych inskrypcji zapisanych przed ponad 4 tysiącami lat! Napis ten odkryto pod ziemią w Mezopotamii, tam gdzie znajdują się początki naszej cywilizacji. Koniec świata nie nastąpił. Nieznany skryba pomylił się. Dobrze, że nie wszyscy dali mu wiarę. Ileż pięknych i dobrych dzieł by nie powstało, ile postaw nie zajaśniałoby swym blaskiem. I my nie dajmy się zastraszyć. Żyjmy, byle z sensem, mężnie, rozumnie...

-- Prof. Piotr Jaroszyński, "Koniec świata?", 13-03-2010 r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz